-Tak, tak - mamrotał doktor pod nosem, a ja coraz bardziej się niecierpliwiłam- Gratuluję- zwrócił się do mnie- Zostanie pani Matką. Jest pani w 7 tygodniu ciąży.
- W 7?- wyjąkałam- Jest pan pewny?
- Oczywiście- uśmiechnął się- Proszę przyjść do mnie za półtora miesiąca, zrobimy kolejne badania- powiedział i dodał- może pani już odejść.
Na miękkich nogach wyszłam z gabinetu i ruszyłam w stronę poczekalni, w której czekał już na mnie blady Niall.
- I? Jesteś?- zapytał cicho, przyciągając mnie do siebie.
Nie mogąc wydusić, ani słowa, skinęłam tylko głową i oprałam głowę, o ramię ukochanego.
- Ej, nie płacz- zdałam sobie, że mam twarz mokrą od łez- wszystko będzie dobrze- szepnął.
Pokręciłam głową.
- Nie, Niall- podniosłam głową i spojrzałam w jego niebieskie oczy- Nic nie będzie dobrze. Rodzice mnie zabiją jak się dowiedzą!
- Zrozumieją.
- Zrozumieli by, gdybym miała 20 lat, a nie 17!
Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Wszystko się zmieni- szepnęłam.
- To prawda, na lepsze.
Ponownie pokręciłam głową.
- Ty nie rozumiesz...
- Czego nie rozumiem? Za parę miesięcy będziemy mieć dziecko. Jak mogę się z tego nie cieszyć? To jest... to jest najwspanialsza chwila mojego życia. Będę mieć dziecko, z kobietą którą kocham- dodał i przyciągnął mnie do siebie w namiętnym pocałunku.
~~~Lily~~~
Głośne stuk, stuk wyrwało mnie z krainy snów. Otworzyłam zaspane oczy i przeciągając się, próbowałam zlokalizować ów dźwięk. Nie zauważyłam nic. Może to mi się śniło?- pomyślałam i z tą właśnie myślą ponownie zasnęłam.
Obudziłam się nad ranem i od razu zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Po pierwsze przednia szyba samochodu, miała na środku olbrzymią rysę i do tego, była pęknięta. Po drugie, nie było w aucie Zayn. ZAYN!- pomyślałam i momentalnie ogarnęła mnie panika.
Szybko otworzyłam drzwi i wyskoczyłam z pojazdu w prost, do błotnej kałuży.
- Błe!- mruknęłam, próbując utrzymać równowagę i w tym samym czasie szukać chłopaka- Zayn!- krzyknęłam. Cisza- Zayn! Zayn! ZAAAAAAAAAAAAAAAAAAYN!
- Czego?- krzyknął chłopak, wychodząc z lasu, którego wcześniej nie zauważyłam.
- Gdzieś ty był!?- krzyknęłam i dodał- nie stój jak kołek, pomóż mi.
- "Nie stój jak kołek, pomóż mi"- przedrzeźniał mnie.
- Głupek.
- "Głupek".
- Zayn jest brzydki.
- "Zayn jest..." co!? Wcale nie.
- Dobra, jak powiem że jesteś przystojny to mi pomożesz?- byłam już po pas w błocie.
- I dodasz, że jestem przystojniejszy od brata Pitta.
- Nie.
- To ci nie pomogę.
- ZAYN idioto, jak się topie!
- E tam...
- Dobra. Zayn malik jest... bleeee... przystojniejszy od brata Pitta, teraz mi pomożesz?
- Magiczne słowo.
- Tyran.
- Słowo.
- PROSZĘ!?
Zadowolony z siebie podszedł do mnie i złapał mnie za ręce, tak, aby samemu nie wpaść.
To ja ci pokaże- pomyślałam i z całej siły wepchnęłam go do błota, sama wyskakując na brzeg.
- POMOCY, POMOCY!!! JA NIE UMIEM PŁYWAĆ!!!.
Ups.
- Przestań się tak wiercić i podaj mi rękę!- próbowałam go przekrzyczeć.
Ku memu ogólnemu zdziwieniu uspokoił się i pozwolił sobie pomóc. Po 5 minutach brudnej roboty udało mi się, go wyciągnąć.
- Dzięękkiii- wysapał.
- Nie maa za coo.
Leżeliśmy tak przez ponad 10 minut, gdy usłyszeliśmy głośne "beknięcie". Zdezorientowani popatrzyliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Hahahahaha- próbowałam się opanować, z marnym skutkiem.
- Hahah... móóóóówiiii siiiię przeeepraszamm haaha- Zayn tarzał się na trawie.
- Ale hahah to nieee hahahah ja!
- Hahaha ja hahah też nie.
- Co!?- powiedzieliśmy równocześnie, odzyskując opanowanie- Jak nie ty to kto?
Rozejrzeliśmy się po pustkowi i zamarliśmy. Tam gdzie jeszcze pół godziny staliśmy my, nie było nic. Nic. Nic.
- Gdzie jest AUTO!?- wrzasnęłam spanikowana, zdając sobie sprawę, że "beknięcie" spowodowane było utopieniu się samochodu- Nie, nie, nie, nie!!!!! To nie może być prawda!- spojrzałam na chłopaka, równie przerażonego co ja.
Nie dziwiłam się jego ani swojej reakcji. W samochodzie, który kosztował... ponad milion złoty były nasze ubrania, zapasy, krótkofalówki ( pomysł ojca ) i wszystkie potrzebne rzeczy...
- Co my teraz zrobimy?- spytałam.
- Nie wiem- powiedział- Co miałaś przy sobie?
Włożyłam ręce do rurek, oblepionych błotem.
- Błotne miętówki, paragon, błoto, zepsuty Ipod, parę dolarów- zaczęłam wyliczać- a ty?
- Nie za wiele- przyznał- jedyną przydatną rzecz, jaką miałem był telefon, ale- wyjął garść błota- Wątpię aby dział.- to co wzięłam za błoto, był nie czym innym jak telefonem, ostatnią deską ratunku.
Teraz pożałował, że wrzuciłam go do tego błota...
- To co robimy?- ponowiłam pytanie.
- Będziemy musieli znaleźć najbliższą stację i zadzwonić- powiedział i dodał- Tylko w którą stronę mamy iść?
~~~Narrator and Julie~~~
- "Charlie i fabryka czekolady"!- krzyknęła Carmen.
- Nie, "kot w butach"- wrzasnął Harry i posłał jej szeroki uśmiech.
- Nie, bo "Marchewki kontra obcy"- ryknął Louis.
Pewnie się zastanawiacie o co chodzi? Gdybym nie oglądała ciągle tego z boku, pomyślałabym, że to są ludzie chorzy, z zespołem Down'a. Ale nie, to jest "One Direction' i moje wymyślone postacie, które stały się sensem mojego życia.
Zatrzymam tą scenę na chwilę, bo chce wam coś powiedzieć.
Kiedyś, gdy miałam 6 lat, chciałam być piosenkarką, choć nie umiałam śpiewać, zabawne nie?
Pewnie się zastanawiacie po co wam to mówi.. eh. Chciałam, abyście zrozumieli, to co robię. Czemu piszę to opowiadanie. Czemu zajmuję się właśnie tym i czemu o tych 5 chłopakach.
Moja miłość do One Direction zaczęła się dość... nietypowo. Tak jak każdy "hejter", choć nie można mnie takim nazwać, uważałam, że mają beznadziejne piosenki itp, itd... ale tak naprawdę, ja ich nigdy nie słuchałam. Pokochałam ich gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to nie jest 5 chłopaków, którym sława uderzyła do głowy. Choć wtedy dopiero ją zaczynali to i tak byli "normalni". I chcieli, aby i tak traktowano. Dlatego tyle dla mnie znaczą. Pokazują, że można spełniać marzenia i nie zmieniać się. Oni są na to, świetnym przykładem.
Nie kocham ich za wygląd, tak jak dużo "TRUE DIRECTIONERS", nie. Nie ważne, jak Harry, Zayn itd, wyglądają bez pudru, ważne jak się zachowują i jak samym sobą prezentują. Kocham ich za normalność? Zdaje mi się, że to dobre słowo. Tak kocham ich za to i za to, że tworzą muzykę, która pokazuję ich samych. Rozumiecie mnie? Że niczego nie udają. Że chcą, pokazać, że można. Dobry przykład: Liam Payne. Raz mu się nie udało w xFactorze, ale się nie poddał. Po paru latach znów wziął udział i... teraz jest sławny. Pokazał,że nie warto się poddawać. "Że chcieć, to móc".
Kiedyś koleżanka powiedziała mi, że gdyby Edison się poddał, nie mielibyśmy żarówki. Musielibyśmy palić knot, aby uzyskać światło. Wyobraźcie sobie, to, że nie ma czegoś takiego jak żarówka, bo Thomas się poddał. Wyobrażacie sobie to? Bo ja nie. Żarówka teraz jest wszędzie.
Chcę wam pokazać, że nie ważne, że nam się nie udaję, nie poddawajcie się, ale spełniajcie marzenia. Kocham pisać, choć wiem, że nie potrafię, ale się nie poddaje. Wy też tego nie róbcie.
Ale wracając do opowiadania...
- Dosyć!- wrzasnęłam- Dosyć, przestańcie się tak wydzierać, bo...- zawahałam się- to nie ma sensu- dokończyłam.
- Wow- skomentował Louis, podszedł do mnie i przybił piątek- zaczynam się ciebie bać.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Oglądamy to co ja chce, a nie to co wy zrozumiano?
- Tak- odparli chórem.
***
Może oglądanie "Harry Potter i czara ognia" z nimi to nie było dobry pomysł?
- Oglądnijmy coś innego- po prosił Liam.
- Nuuuda- mruknął Harry- oglądnijmy horror.
- Nie- powiedziałam.
- Czemu?
- Zamknij się Styles i oglądaj swojego imiennika- wszyscy spojrzeli na mnie podejrzliwie.
- Coś ty brała?- zapytał Louis.
- Nic.
- Masz okres?- spytał Harry.
- Nie- I nie będę miała- dodałam w myślach.
- Masz jakiś zły humor- powiedziała Carmen.
- Nie.
- Odpowiadasz Tylko "Nie", "Tak"?
- Tak, jeszcze "Nic". Dacie mi wreszcie spokój?- warknęłam, przerywając dalszą dyskusje. Wściekła wstałam z kanapy i ruszyłam do pokoju, trzaskając po drodze drzwiami
~~~Lily~~~
Miałaś ochotę kiedyś rzucić wszystko i się schować? Albo stanąć w miejscu płakać, dopóki, dopóty nikt nie przyjdzie z pomocą? Ja miałam, a dokładnie teraz mam.
Wiedziałam, że ten wyjazd będzie koszmarny, bo jechał ze mną Malik. Teraz dziękowałam mu za to, że tu jest. Gdybym miała to wszystko przechodzić sama, to bym pewnie zwariowała. Nie, nie pewnie. Zwariowałabym.
Tylko po co to wszystko? Bo to, aby zobaczyć babcię, która nie odzywała się do ciebie przez połowę twojego życia? Teraz zrozumiałam czemu, tak bardzo Mila nie chciała jechać. Czemu tak upierała się przy swoim. Ona widzi tego czego ja nie widzę, to co wydaje się oczywiste.
- Robi się ciemno- przerwał moje rozmyślenia Zayn. Zwróciłam twarz do nieba i pochmurniałam. Słońce już dawno skryło się, za chmurami, a księżyc zaczął powoli wyłaniać się. I do tego zbierało się na burzę.
- Musimy znaleźć nocleg- powiedziałam i nałożyłam na głowę kaptur.
- Wiem- zirytował się Zayn.
Nie chcą się kłócić wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie. Szliśmy w ciszy, dopóki z nieba nie zaczęły spadać pierwsze krople deszczu.
- Jak myślisz, gdzie znajduję się najbliższe miasto?- zapytałam, próbując myśleć o czymś innym niż o utopionym aucie.
- Nie wiem. Może 10 km? Może 20? Kto to wie- mruknął cicho.
Krople deszczu zamieniły się w grad, później w sztorm. Nie było co liczyć, na lepszą pogodę, więc nie bacząc na mokre, przylepione do ciało ubrania szliśmy dalej. Ta noc była jedną z najgorszych jaką w życiu przeżyłam. Moje ciało domagało się ciepła, oraz suchego ubrania.
Po półgodzinie sztorm zamienił się w burzę. Na niebie coraz częściej pojawiały się błyskawice, które oświetlały nam drogę. Raz paręset metrów od nas strzelił piorun powalając drzewo. Jedyne co uchroniło go od zapalenia i rozprzestrzenia się ognia to deszcz.
Godziny mijały, a burza nadal trwał. Nasze ubrania w wielu miejscach podziurawione, nie dawały, już ciepła i coraz częściej tylko przeszkadzały. Buty przeciągnięte wodą, pluskały przy każdym kroku. Woda z włosów spadała mi do oczu i utrudniała widoczność.
Zayn nie wyglądał jednak lepiej niż ja. Fryzura zawsze pięknie ułożona, była oklapnięta. Ubranie przemoknięte i brudne. Chłopak miał również wielką czerwoną kreskę na policzku, po tym jak upadł i otarł o kamień.
Wiele godzin później, nie wiem ile dokładnie, bo mój zegarek po błotnej kąpieli przestał działać, zobaczyliśmy unoszący się dym i światło. Po paruset metrach zaczęły wyłaniać się budynki z białej i szarej cegły. Nieco później zobaczyliśmy, auta i ludzi, zmierzających do domu. Mokra od wody ulica utrudniała szybkie poruszanie się aut. Wiele z nich, nieuważni kierowcy, pozderzali się robiąc jeszcze większy bałagan. Dopiero po kolejnych minutach zauważyliśmy, że nie tylko nam dała się we znaki burza, miasto także ucierpiało.
- Musimy znaleźć hotel i telefon- powiedziałam.
- Wiem- powiedział i wskazał coś, czego ja nie widziałam- Tam jest chyba hotel, ale przez tą burzę nie widzę dokładnie.
- Sprawdźmy- i tak też zrobiliśmy.
Po 15 minutach stanęliśmy przed budynkiem z brudno-szarej cegły. Na środku widniał napis "Motel".
- Udało się- powiedziałam.
- Tak- chłopak odetchnął z ulgą.
Szczęśliwa prawie zaczęłam skakać ze szczęścia. Powstrzymało mnie to, że było ślisko i mokro i łatwo było skręcić kostkę.
- Chodźmy- Zayn wziął mnie za rękę i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do środka.
Hey Kochani.
Wiem, rozdział do bani. Mało się dzieje... wiem, wiem, wiem.
Chyba zakończę tego bloga. Rozdziały są beznadziejne ostatnio.
Dziękuje za prawie 21 tysięcy wejść jesteście kochani!!!!!!!!!
I mam pytanie.
Myślicie, że Zayn będzie z Lily? czy może Lily i Justin?
Myślicie, że wrócą do domu cali i zdrowi?
I na koniec, czy dziecko urodzi się, czy może nie?
Odpowiadajcie ^^
rozdział pojawi się już za niedługo.
Chciałam poinformować, że NARODZINY DZIECKA ( jeśli bd ;p ) TAKŻE BD OPISANE.
25 komentarzy= ROZDZIAŁ
Wiedziałam, że ten wyjazd będzie koszmarny, bo jechał ze mną Malik. Teraz dziękowałam mu za to, że tu jest. Gdybym miała to wszystko przechodzić sama, to bym pewnie zwariowała. Nie, nie pewnie. Zwariowałabym.
Tylko po co to wszystko? Bo to, aby zobaczyć babcię, która nie odzywała się do ciebie przez połowę twojego życia? Teraz zrozumiałam czemu, tak bardzo Mila nie chciała jechać. Czemu tak upierała się przy swoim. Ona widzi tego czego ja nie widzę, to co wydaje się oczywiste.
- Robi się ciemno- przerwał moje rozmyślenia Zayn. Zwróciłam twarz do nieba i pochmurniałam. Słońce już dawno skryło się, za chmurami, a księżyc zaczął powoli wyłaniać się. I do tego zbierało się na burzę.
- Musimy znaleźć nocleg- powiedziałam i nałożyłam na głowę kaptur.
- Wiem- zirytował się Zayn.
Nie chcą się kłócić wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie. Szliśmy w ciszy, dopóki z nieba nie zaczęły spadać pierwsze krople deszczu.
- Jak myślisz, gdzie znajduję się najbliższe miasto?- zapytałam, próbując myśleć o czymś innym niż o utopionym aucie.
- Nie wiem. Może 10 km? Może 20? Kto to wie- mruknął cicho.
Krople deszczu zamieniły się w grad, później w sztorm. Nie było co liczyć, na lepszą pogodę, więc nie bacząc na mokre, przylepione do ciało ubrania szliśmy dalej. Ta noc była jedną z najgorszych jaką w życiu przeżyłam. Moje ciało domagało się ciepła, oraz suchego ubrania.
Po półgodzinie sztorm zamienił się w burzę. Na niebie coraz częściej pojawiały się błyskawice, które oświetlały nam drogę. Raz paręset metrów od nas strzelił piorun powalając drzewo. Jedyne co uchroniło go od zapalenia i rozprzestrzenia się ognia to deszcz.
Godziny mijały, a burza nadal trwał. Nasze ubrania w wielu miejscach podziurawione, nie dawały, już ciepła i coraz częściej tylko przeszkadzały. Buty przeciągnięte wodą, pluskały przy każdym kroku. Woda z włosów spadała mi do oczu i utrudniała widoczność.
Zayn nie wyglądał jednak lepiej niż ja. Fryzura zawsze pięknie ułożona, była oklapnięta. Ubranie przemoknięte i brudne. Chłopak miał również wielką czerwoną kreskę na policzku, po tym jak upadł i otarł o kamień.
Wiele godzin później, nie wiem ile dokładnie, bo mój zegarek po błotnej kąpieli przestał działać, zobaczyliśmy unoszący się dym i światło. Po paruset metrach zaczęły wyłaniać się budynki z białej i szarej cegły. Nieco później zobaczyliśmy, auta i ludzi, zmierzających do domu. Mokra od wody ulica utrudniała szybkie poruszanie się aut. Wiele z nich, nieuważni kierowcy, pozderzali się robiąc jeszcze większy bałagan. Dopiero po kolejnych minutach zauważyliśmy, że nie tylko nam dała się we znaki burza, miasto także ucierpiało.
- Musimy znaleźć hotel i telefon- powiedziałam.
- Wiem- powiedział i wskazał coś, czego ja nie widziałam- Tam jest chyba hotel, ale przez tą burzę nie widzę dokładnie.
- Sprawdźmy- i tak też zrobiliśmy.
Po 15 minutach stanęliśmy przed budynkiem z brudno-szarej cegły. Na środku widniał napis "Motel".
- Udało się- powiedziałam.
- Tak- chłopak odetchnął z ulgą.
Szczęśliwa prawie zaczęłam skakać ze szczęścia. Powstrzymało mnie to, że było ślisko i mokro i łatwo było skręcić kostkę.
- Chodźmy- Zayn wziął mnie za rękę i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do środka.
Hey Kochani.
Wiem, rozdział do bani. Mało się dzieje... wiem, wiem, wiem.
Chyba zakończę tego bloga. Rozdziały są beznadziejne ostatnio.
Dziękuje za prawie 21 tysięcy wejść jesteście kochani!!!!!!!!!
I mam pytanie.
Myślicie, że Zayn będzie z Lily? czy może Lily i Justin?
Myślicie, że wrócą do domu cali i zdrowi?
I na koniec, czy dziecko urodzi się, czy może nie?
Odpowiadajcie ^^
rozdział pojawi się już za niedługo.
Chciałam poinformować, że NARODZINY DZIECKA ( jeśli bd ;p ) TAKŻE BD OPISANE.
25 komentarzy= ROZDZIAŁ
@Prince_Lilianna
I Love You Guys:)
PS; Chcecie, aby napisała bloga bardziej dramatycznego? Chce ktoś wystąpić w opowiadaniu? Napisz w komentarzu (: