czwartek, 28 czerwca 2012

Dziewiętnaście.

~~~Julie~~~


-Tak, tak - mamrotał doktor pod nosem, a ja coraz bardziej się niecierpliwiłam- Gratuluję- zwrócił się do mnie- Zostanie pani Matką. Jest pani w 7 tygodniu ciąży.
- W 7?- wyjąkałam- Jest pan pewny?
- Oczywiście- uśmiechnął się- Proszę przyjść do mnie za półtora miesiąca, zrobimy kolejne badania- powiedział i dodał- może pani już odejść.
Na miękkich nogach wyszłam z gabinetu i ruszyłam w stronę poczekalni, w której czekał już na mnie blady Niall.
- I? Jesteś?- zapytał cicho, przyciągając mnie do siebie. 
Nie mogąc wydusić, ani słowa, skinęłam tylko głową i oprałam głowę, o ramię ukochanego. 
- Ej, nie płacz- zdałam sobie, że mam twarz mokrą od łez- wszystko będzie dobrze- szepnął.
Pokręciłam głową.
- Nie, Niall- podniosłam głową i spojrzałam w jego niebieskie oczy- Nic nie będzie dobrze.  Rodzice mnie zabiją jak się dowiedzą! 
- Zrozumieją.
- Zrozumieli by, gdybym miała 20 lat, a nie 17!
Spojrzał na mnie smutnym wzrokiem.
- Wszystko się zmieni- szepnęłam.
- To prawda, na lepsze.
Ponownie pokręciłam głową.
- Ty nie rozumiesz...
- Czego nie rozumiem? Za parę miesięcy będziemy mieć dziecko. Jak mogę się z tego nie cieszyć? To jest... to jest najwspanialsza chwila mojego życia. Będę mieć dziecko, z kobietą którą kocham- dodał i przyciągnął mnie do siebie w namiętnym pocałunku.


~~~Lily~~~
Głośne stuk, stuk wyrwało mnie z krainy snów. Otworzyłam zaspane oczy i przeciągając się, próbowałam zlokalizować ów dźwięk. Nie zauważyłam nic.  Może to mi się śniło?- pomyślałam i z tą właśnie myślą ponownie zasnęłam.


Obudziłam się nad ranem i od razu zdałam sobie sprawę, że coś jest nie tak. Po pierwsze przednia szyba samochodu, miała na środku olbrzymią rysę i do tego, była pęknięta. Po drugie, nie było w aucie Zayn. ZAYN!- pomyślałam i momentalnie ogarnęła mnie panika.
Szybko otworzyłam drzwi i wyskoczyłam z pojazdu w prost, do błotnej kałuży.
- Błe!- mruknęłam, próbując utrzymać równowagę i w tym samym czasie szukać chłopaka- Zayn!- krzyknęłam. Cisza- Zayn! Zayn! ZAAAAAAAAAAAAAAAAAAYN!
- Czego?- krzyknął chłopak, wychodząc z lasu, którego wcześniej nie zauważyłam.
- Gdzieś ty był!?- krzyknęłam i dodał- nie stój jak kołek, pomóż mi.
- "Nie stój jak kołek, pomóż mi"- przedrzeźniał mnie.
- Głupek.
- "Głupek".
- Zayn jest brzydki.
- "Zayn jest..." co!? Wcale nie.
- Dobra, jak powiem że jesteś przystojny to mi pomożesz?- byłam już po pas w błocie.
- I dodasz, że jestem przystojniejszy od brata Pitta.
- Nie.
- To ci nie pomogę.
- ZAYN idioto, jak się topie!
- E tam...

- Dobra. Zayn malik jest... bleeee... przystojniejszy od brata Pitta, teraz mi pomożesz?
- Magiczne słowo.
- Tyran.
- Słowo.
- PROSZĘ!?
Zadowolony z siebie podszedł do mnie i złapał mnie za ręce, tak, aby samemu nie wpaść.
To ja ci pokaże- pomyślałam i z całej siły wepchnęłam go do błota, sama wyskakując na brzeg.
- POMOCY, POMOCY!!! JA NIE UMIEM PŁYWAĆ!!!.
Ups.
- Przestań się tak wiercić i podaj mi rękę!- próbowałam go przekrzyczeć.
Ku memu ogólnemu zdziwieniu uspokoił się i pozwolił sobie pomóc. Po 5 minutach brudnej roboty udało mi się, go wyciągnąć.
- Dzięękkiii- wysapał.
- Nie maa za coo.
Leżeliśmy tak przez ponad 10 minut, gdy usłyszeliśmy głośne "beknięcie". Zdezorientowani popatrzyliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Hahahahaha- próbowałam się opanować, z marnym skutkiem.
- Hahah... móóóóówiiii siiiię przeeepraszamm haaha- Zayn tarzał się na trawie.
- Ale hahah to nieee hahahah ja!
- Hahaha ja hahah też nie.
- Co!?- powiedzieliśmy równocześnie, odzyskując opanowanie- Jak nie ty to kto?
Rozejrzeliśmy się po pustkowi i zamarliśmy. Tam gdzie jeszcze pół godziny staliśmy my, nie było nic. Nic. Nic.
- Gdzie jest AUTO!?- wrzasnęłam spanikowana, zdając sobie sprawę, że "beknięcie" spowodowane było utopieniu się samochodu- Nie, nie, nie, nie!!!!! To nie może być prawda!- spojrzałam na chłopaka, równie przerażonego co ja. 
Nie dziwiłam się jego ani swojej reakcji. W samochodzie, który kosztował... ponad milion złoty były nasze ubrania, zapasy, krótkofalówki ( pomysł ojca ) i wszystkie potrzebne rzeczy...
- Co my teraz zrobimy?- spytałam.
- Nie wiem- powiedział- Co miałaś przy sobie?
Włożyłam ręce do rurek, oblepionych błotem.
- Błotne miętówki, paragon, błoto, zepsuty Ipod, parę dolarów- zaczęłam wyliczać- a ty?
- Nie za wiele- przyznał- jedyną przydatną rzecz, jaką miałem był telefon, ale- wyjął garść błota- Wątpię aby dział.- to co wzięłam za błoto, był nie czym innym jak telefonem, ostatnią deską ratunku. 
Teraz pożałował, że wrzuciłam go do tego błota...
- To co robimy?- ponowiłam pytanie.
- Będziemy musieli znaleźć najbliższą stację i zadzwonić- powiedział i dodał- Tylko w którą stronę mamy iść?


~~~Narrator and Julie~~~
- "Charlie i fabryka czekolady"!- krzyknęła Carmen.
- Nie, "kot w butach"- wrzasnął Harry i posłał jej szeroki uśmiech.
- Nie, bo "Marchewki kontra obcy"- ryknął Louis.
Pewnie się zastanawiacie o co chodzi? Gdybym nie oglądała ciągle tego z boku, pomyślałabym, że to są ludzie chorzy, z zespołem Down'a. Ale nie, to jest "One Direction' i moje wymyślone postacie, które stały się sensem mojego życia. 
Zatrzymam tą scenę na chwilę, bo chce wam coś powiedzieć. 
Kiedyś, gdy miałam 6 lat, chciałam być piosenkarką, choć nie umiałam śpiewać, zabawne nie? 
Pewnie się zastanawiacie po co wam to mówi.. eh. Chciałam, abyście zrozumieli, to co robię. Czemu piszę to opowiadanie. Czemu zajmuję się właśnie tym i czemu o tych 5 chłopakach. 
Moja miłość do One Direction zaczęła się dość... nietypowo. Tak jak każdy "hejter", choć nie można mnie takim nazwać, uważałam, że mają beznadziejne piosenki itp, itd... ale tak naprawdę, ja ich nigdy nie słuchałam. Pokochałam ich gdy zdałam sobie sprawę z tego, że to nie jest 5 chłopaków, którym sława uderzyła do głowy. Choć wtedy dopiero ją zaczynali to i tak byli "normalni". I chcieli, aby i tak traktowano. Dlatego tyle dla mnie znaczą. Pokazują, że można spełniać marzenia i nie zmieniać się. Oni są na to, świetnym przykładem. 
Nie kocham ich za wygląd, tak jak dużo "TRUE DIRECTIONERS", nie. Nie ważne, jak Harry, Zayn itd, wyglądają bez pudru, ważne jak się zachowują i jak samym sobą prezentują. Kocham ich za normalność? Zdaje mi się, że to dobre słowo. Tak kocham ich za to i za to, że tworzą muzykę, która pokazuję ich samych. Rozumiecie mnie? Że niczego nie udają. Że chcą, pokazać, że można. Dobry przykład: Liam Payne. Raz mu się nie udało w xFactorze, ale się nie poddał. Po paru latach znów wziął udział i... teraz jest sławny. Pokazał,że nie warto się poddawać. "Że chcieć, to móc". 
Kiedyś koleżanka powiedziała mi, że gdyby Edison się poddał, nie mielibyśmy żarówki. Musielibyśmy palić knot, aby uzyskać światło. Wyobraźcie sobie, to, że nie ma czegoś takiego jak żarówka, bo Thomas się poddał. Wyobrażacie sobie to? Bo ja nie. Żarówka teraz jest wszędzie. 
Chcę wam pokazać, że nie ważne, że nam się nie udaję, nie poddawajcie się, ale spełniajcie marzenia. Kocham pisać, choć wiem, że nie potrafię, ale się nie poddaje. Wy też tego nie róbcie.
Ale wracając do opowiadania...


- Dosyć!- wrzasnęłam- Dosyć, przestańcie się tak wydzierać, bo...- zawahałam się- to nie ma sensu- dokończyłam.
- Wow- skomentował Louis, podszedł do mnie i przybił piątek- zaczynam się ciebie bać.
Spojrzałam na niego z politowaniem.
- Oglądamy to co ja chce, a nie to co wy zrozumiano?
- Tak- odparli chórem.


***

Może oglądanie "Harry Potter i czara ognia" z nimi to nie było dobry pomysł?
 - Oglądnijmy coś innego- po prosił Liam.
- Nuuuda- mruknął Harry- oglądnijmy horror.
- Nie- powiedziałam.
- Czemu?
- Zamknij się Styles i oglądaj swojego imiennika- wszyscy spojrzeli na mnie podejrzliwie.
- Coś ty brała?- zapytał Louis.
- Nic.
- Masz okres?- spytał Harry.
- Nie- I nie będę miała- dodałam w myślach.
- Masz jakiś zły humor- powiedziała Carmen.
- Nie.
- Odpowiadasz Tylko "Nie", "Tak"?
- Tak, jeszcze "Nic". Dacie mi wreszcie spokój?- warknęłam, przerywając dalszą dyskusje. Wściekła wstałam z kanapy i ruszyłam do pokoju, trzaskając po drodze drzwiami

~~~Lily~~~
Miałaś ochotę kiedyś rzucić wszystko i się schować? Albo stanąć w miejscu płakać, dopóki, dopóty nikt nie przyjdzie z pomocą? Ja miałam, a dokładnie teraz mam. 
Wiedziałam, że ten wyjazd będzie koszmarny, bo jechał ze mną Malik. Teraz dziękowałam mu za to, że tu jest. Gdybym miała to wszystko przechodzić sama, to bym pewnie zwariowała. Nie, nie pewnie. Zwariowałabym. 
Tylko po co to wszystko? Bo to, aby zobaczyć babcię, która nie odzywała się do ciebie przez połowę twojego życia? Teraz zrozumiałam czemu, tak bardzo Mila nie chciała jechać. Czemu tak upierała się przy swoim. Ona widzi tego czego ja nie widzę, to co wydaje się oczywiste.
- Robi się ciemno- przerwał moje rozmyślenia Zayn. Zwróciłam twarz do nieba i pochmurniałam. Słońce już dawno skryło się, za chmurami, a księżyc zaczął powoli wyłaniać się. I do tego zbierało się na burzę.
- Musimy znaleźć nocleg- powiedziałam i nałożyłam na głowę kaptur. 
- Wiem- zirytował się Zayn.
Nie chcą się kłócić wzruszyłam ramionami i ruszyłam przed siebie. Szliśmy w ciszy, dopóki z nieba nie zaczęły spadać pierwsze krople deszczu.
- Jak myślisz, gdzie znajduję się najbliższe miasto?- zapytałam, próbując myśleć o czymś innym niż o utopionym aucie.
- Nie wiem. Może 10 km? Może 20? Kto to wie- mruknął cicho.
Krople deszczu zamieniły się w grad, później w sztorm. Nie było co liczyć, na lepszą pogodę, więc nie bacząc na mokre, przylepione do ciało ubrania szliśmy dalej. Ta noc była jedną z najgorszych jaką w życiu przeżyłam. Moje ciało domagało się ciepła, oraz suchego ubrania. 
Po półgodzinie sztorm zamienił się w burzę. Na niebie coraz częściej pojawiały się błyskawice, które oświetlały nam drogę. Raz paręset metrów od nas strzelił piorun powalając drzewo. Jedyne co uchroniło go od zapalenia i rozprzestrzenia się ognia to deszcz. 
Godziny mijały, a burza nadal trwał. Nasze ubrania w wielu miejscach podziurawione, nie dawały, już ciepła i coraz częściej tylko przeszkadzały. Buty przeciągnięte wodą, pluskały przy  każdym kroku. Woda z włosów spadała mi do oczu i utrudniała widoczność. 
Zayn nie wyglądał jednak lepiej niż ja. Fryzura zawsze pięknie ułożona, była oklapnięta. Ubranie przemoknięte i brudne. Chłopak miał również wielką czerwoną kreskę na policzku, po tym jak upadł i otarł o kamień.
Wiele godzin później, nie wiem ile dokładnie, bo mój zegarek po błotnej kąpieli przestał działać, zobaczyliśmy unoszący się dym i światło. Po paruset metrach zaczęły wyłaniać się budynki z białej i szarej cegły. Nieco później zobaczyliśmy, auta i ludzi, zmierzających do domu. Mokra od wody ulica utrudniała szybkie poruszanie się aut. Wiele z nich, nieuważni kierowcy, pozderzali się robiąc jeszcze większy bałagan. Dopiero po kolejnych minutach zauważyliśmy, że nie tylko nam dała się we znaki burza, miasto także ucierpiało. 
- Musimy znaleźć hotel i telefon- powiedziałam.
- Wiem- powiedział i wskazał coś, czego ja nie widziałam- Tam jest chyba hotel, ale przez tą burzę nie widzę dokładnie.
- Sprawdźmy- i tak też zrobiliśmy.
Po 15 minutach stanęliśmy przed budynkiem z brudno-szarej cegły. Na środku widniał napis "Motel".
- Udało się- powiedziałam.
- Tak- chłopak odetchnął z ulgą.
Szczęśliwa prawie zaczęłam skakać ze szczęścia. Powstrzymało mnie to, że było ślisko i mokro i łatwo było skręcić kostkę.
- Chodźmy- Zayn wziął mnie za rękę i otworzył mi drzwi. Weszliśmy do środka.


Hey Kochani.
Wiem, rozdział do bani. Mało się dzieje... wiem, wiem, wiem.
Chyba zakończę tego bloga. Rozdziały są beznadziejne ostatnio.
Dziękuje za prawie 21 tysięcy wejść jesteście kochani!!!!!!!!!
I mam pytanie.
Myślicie, że Zayn będzie z Lily? czy może Lily i Justin?
Myślicie, że wrócą do domu cali i zdrowi?
I na koniec, czy dziecko urodzi się, czy może nie?
Odpowiadajcie ^^
rozdział pojawi się już za niedługo.
Chciałam poinformować, że NARODZINY DZIECKA ( jeśli bd ;p ) TAKŻE BD OPISANE.


25 komentarzy= ROZDZIAŁ 




 @Prince_Lilianna
I Love You Guys:)

PS; Chcecie, aby napisała bloga bardziej dramatycznego? Chce ktoś wystąpić w opowiadaniu? Napisz w komentarzu (:







czwartek, 14 czerwca 2012

Kocham was

Cześć, pewnie zastanawiacie się czemu znów was dręczę. Nie jest to tym razem oczywisty powód.. chyba xd
Chciałam się spytać, czy dalej mam pisać.. bo ostatnio widzę, że coraz mniej osób na to wchodzi.. co mnie smuci :( Wiecie, ja na razie nie dodam żadnego rozdziału ponieważ:
a. Nie ma tylu komentarzy ile powinno być.
b. Nie mam czasu, nauka, koniec roku szkolnego.
c. Brak weny.
d. Nie mam napisanego.
To był główny powód, dla którego postanowiłam do was napisać. Inny powód jest również ważny jak pierwszy.

Czy mam pisać w wakacje? Czy będzie ktoś to czytał? I czy w ogóle mam pisać?

Teraz nie chodzi mi wcale o komentarze, ale widzę, czy mam czy nie mam pisać opowiadania. Czy mam zacząć nowe, czy dać sobie spokój, bo "opowiadania o 1D wyszły z mody" itp itd.  Rozumiecie mnie? 

A jeszcze jedno. Nie mam pojęcia ( jeśli dacie mi znać, że mam nadal pisać ), kiedy będzie nowy rozdział. Mam mnóstwo nauki i problemów z przyjaciółmi i rodziną, naprawdę nie wiem. 

Jeśli nie chcecie, abym pisała, zrozumiem to. Nie będę zła, ani nic z tych rzeczy :) 
I gdybyście podjęli taką decyzję, żebym skończyła z pisanie, to chciałam podziękować wszystkim osobą, za to, że to czytaliście, za to, że byliście ze mną, za to, że komentowaliście i za to, że na to wchodziliście. Duże THANK YOU. Naprawdę, jestem bardzo wam wdzięczna za te prawie 19500 tysięcy wejść i za komentarze i każdego rodzaju dodania otuchy.

Dziękuje i mam nadzieję, że przeczytaliście to powyżej i zastanowicie się szczerze, czy dalej prowadzić bloga.

Wasza
@LiliannaPrince x
I love you guys


PS; Byłabym wdzięczna, gdyby wszyscy, którzy mnie obserwują napisali komentarz do powyższych pytań. 

ROZDZIAŁ NAJWCZEŚNIEJ POJAWI SIĘ 25 CZERWCA.


czwartek, 7 czerwca 2012

Osiemnaście cześć II

Światło przebijające się, przez zasłony pokoju, delikatnie ogrzewało moją skórę. Zmęczone całodobową pracą ciało, nadal leżało na łóżku, przykryte puszystą kołdrą i czekało, aż ktoś zawoła je na śniadanie. I się doczekało.
- Lily, wstawaj śniadanie- wydarła się z kuchni, mama.
Uśmiechnęłam się do siebie i odkrywszy się, wstałam z łóżka i biorąc po drodze wcześniej przygotowane rzeczy, poszłam do łazienki, aby dokonać porannej toalety. Ubrałam różową sukienkę do kolan, kozaki w kratkę i skórzaną kurtę, również w kratkę. Ubrana i pomalowana wyszłam z łazienki i skierowałam się do kuchni, przy której siedziało już 6 osób: Milka, Julie, Carmen, Nathan, Harry i oczywiście Niall, który nie przegapi żadnego posiłku.
- Hej, wszystkim- powiedziałam wchodząc. Podreptałam do krzesła stojącego obok Milki- Jak się spało?
- Do bani- mruknął Nathan, siedzący po prawej stronie stołu.
- Czemu?
- Bo trzeba było wstać.
Zaśmiałam się i wyciągnęłam rękę po koszyk z pieczywem. Posmarowałam je masłem orzechowym i nalawszy sobie sok pomarańczowy, zaczęłam jeść.
- Co trzeba jeszcze zrobić?- zapytała Carmen.
- Chyba już nic, wszystko gotowe- powiedziała Mama Harrego, wchodząc do pokoju i zajmując miejsce naprzeciw swojego syna.
- Lily, Milka- odezwał się ojciec, który dopiero co wstał z łóżka- babcia dzwoniła wczoraj wieczorem i powiedziała, że nie będzie mogła przyjechać. I się pyta, czy nie mogłybyście wy do niej jechać?
- Co się stało?
Rodzice spojrzeli po sobie i po chwili powiedziała mama.
- Ma raka.
- To coś poważnego?- spytała Milka, uśmiechając się do Nathana.
- Tak- powiedziałam cicho- śmiertelna choroba.
Siostra, aż się zakrztusiła.
- Co?
- Ale wyleczalna- dodał szybko ojciec.
- Jeśli, lekarstwa zostaną natychmiast podane- mruknęłam- A zostały?
- Tak, babcia, jest pod dobrą ochroną, nie ma się co martwić. To pojedziecie?- zapytał.
- Ja jadę- powiedziałam.
- Ja nie mogę- odpowiedziała blada dziewczyna.
- Czemu?
- Jutro wyjeżdżamy, z Nathan'em. The Wanted ma trasę.
- Czyli wolisz NATHANA niż własną rodzinę?- wkurzyłam się.
- Lily, to nie tak...
- To jak!? Bo nie rozumiem- zaczęłam krzyczeć.
- Ja naprawdę chce jechać...
- Tylko?!
- Nathan, musi jechać... a ja nie chce się z nim rozstawać.
- Wiesz co?-wrzasnęłam- jedź sobie, z pieprzonym Nathan'em i nie odwiedzaj własnej babci- po tych słowach wybiegłam do pokoju, trzaskając drzwiami. 


***

Nie ma co, święta zaczęły się świetnie- pomyślałam i zacisnęłam zęby.
Nie wiedząc co ze sobą zrobić, podeszła do okna i spojrzałam na dwór. Wzdłuż podjazdu rozciągało się paręnaście, zaparkowanych aut. Trochę dalej, na zachód, szła chyba dziewczynka, trzymająca w rękawiczce, smycz, a metr przed nią dreptał, mały jamniczek. Zaś na zachód, paręnaście, fanów, koczujących aż ich idole wyjdą na zewnątrz. Uśmiechnęłam się do siebie, widząc to. 
W tym momencie, ktoś zapukał do pokoju. Raz, drugi, trzeci.
- Lily, mogę wejść?- usłyszałam znajomy głos, od którego robiło mi się cieplej na sercu. Podeszłam do drzwi, przekręciłam zamek i wpuściłam osobę do pokoju. Odsunęłam się od drzwi, żeby mógł spokojnie wejść. 
- Chciałeś coś?- zapytałam, siadając na sofie i podciągając nogi pod brodę.
Popatrzył na mnie chwilę, a później się uśmiechnął.
- No uśmiechnij się- potrącił mnie ramieniem, a ja się uśmiechnęłam- O tak, już o wiele lepiej,
Wywróciłam oczami i przytuliłam się do chłopaka, który objął mnie ramieniem.
- Jak tam trasa?
- Męcząca. A ty? Dobrze się czujesz?
Spojrzałam na swoje stopy i dopiero po chwili odpowiedziałam.
- Słyszałeś naszą kłótnie?- skinął głową- Nie rozumiem, jak ona, tak może- zaczęłam się żalić- mam wrażenie, że odkąd jest z tym Nathanem nie ma dla mnie czasu. Dla nikogo. Kiedyś byłyśmy nie rozłączne..., a teraz? Teraz to nawet nie mogę z nią porozmawiać. To nie tak powinno być. Chciałam, żeby było ta jak dawniej wiesz? Przed xFactorem. Ojciec miał wtedy dla nas więcej czasu, prawie codziennie wychodziliśmy na "rodzinne" lody, a w każdy weekend na kręgle, lub do kina. Tęsknie za tym. 
- Taka jest cena sławy- mruknął i spojrzał na mnie ze zrozumieniem- Ja też tak miałem. Jak miałem parę miesięcy moi rodzice się rozwiedli- znałam tą historię doskonale, podobnie jak każda fanka, ale pozwoliłam mu mówić- Przez połowę życia mieszkałem z mamą i dziadkami, z ojcem widywałem się niezwykle rzadką. W szkole mnie wyśmiewali, bo nie miałem drogich ciuchów, ani markowych. Byłem zwykłym chłopakiem, kochających koszykówkę, hokej, piłkę nożną i muzykę. To do niej się uciekałem, gdy było mi źle... Nawet teraz gdy jestem sławny nie jest mi łatwo, mam miliony fanów, ale także miliony antyfanów.. Czasem zastanawiam się czemu oni mnie tak nienawidzą... Kiedyś... jeszcze rozumiem, miałem trochę niższy głos, a teraz? Przeszedłem mutację, lepiej się ubieram, jestem dojrzalszy.
- Zazdroszczą ci. Wiem to, bo gdy chodziłam jeszcze do normalnej szkoły byli ludzie, którzy cie nienawidzili, ale mieli takie same fryzury i tak samo się ubierali jak ty. Ale ci nie dorównywali. Ty robisz to co kochasz, a oni tego nie rozumieją. Nie przejmuj się. Masz fanów, którzy cię kochają, a antyfani mogą cie wypchać.
- Dziękuje- szepnął i się do mnie uśmiechnął.
- Nie ma za co- powiedziała.

~~~Carmen~~~
- Nie, nie, nie, nie!!!!!!!!- krzyknęłam spanikowana- HARRY!!!!!!!!!
- Tak?- spytał, wychodząc z łazienki, miał na sobie tylko ręcznik, owinięty wokół pasa.
- Gdzie są moje ubrania?!
- Wczoraj włożyłaś je do szafy- powiedział.
A ta szafa...- pomyślałam i weszłam do garderoby, w której jak powiedział Hazza miałam znaleźć sukienkę. I znalazłam. Tak jak mówił chłopak, wszystko znajdowało się w wielkiej drewnianej szafie.

***

... Życzę ci wszystkiego dobrego, zdrowia, szczęścia i miłości- powiedział Paul, składając mi życzenia. Później nadszedł czas na chłopaków, Dziewczyny, Rodziców, dziadków, przyjaciół, znajomych i menela, który przyszedł do nas na święta. Jako, że taki był zwyczaj, to przyjęliśmy go, dając mu czyste ubranie, pozwalając się ubrać i zjeść z nami wieczerzę.
Wigilia minęła szybko, pełno jedzenia, rozmów. Gdy ze stołu wzięto, już ostatnią potrawę, przyszedł czas na prezenty. Wszyscy otwierali je przez parę godzin. Dostałam m.in. śliczną srebrną bransoletkę od Harrego z napisem "Love" i naszyjnik. Od Lily, koturny,  od Julie torebkę, od Milki buty i wiele innych rzeczy. 
Po wyśpiewaniu 102936270 kolęd wreszcie rozeszliśmy się do pokoju.



~~~Lily~~~
Czy im na serio odbiło!? 
- Nie, nie, nie, nie- krzyczałam na rodziców, którzy stali niewzruszeni- NIE.
- Lily- zaczął ojciec.
- Nie, nie, nie, nie! Czemu mi to robicie!? Nie pojadę! A na pewno nie z NIM.
- Pojedziesz.
- Nie, nie pojadę.
- Pojedziesz.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- DOSYĆ- krzyknęła Mama, patrząc to na jedno to na drugie- Dosyć. Przestańcie się wreszcie kłócić. Paul zostaw nas samych- ojciec popatrzył chwilę na mnie, a później opuścił pomieszczenie- pojedziesz i nie ma żadnych "Ale", zrozumiano?
- Ale...
- Zrozumiano?- powtórzyła głośniej.
- Tak- szepnęłam, patrząc na swoje trampki.
- Dobrze, możesz już iść.
- Tak, mamo- mruknęłam i opuściłam kuchnię.


***

- Tylko się nie zabijcie- pomachała do nas mama z progu domu.
- Spokojna głowa- krzyknęłam i włączyłam silnik. 
Ruszywszy z pojazdu, spostrzegłam, że Zayn ciągle pisze na telefonie i nie odrywa od niego wzrok.
- Z kim tak piszesz?- zapytałam od niechcenia.
- A co cię to obchodzi?- warknął i wrócił do "przeglądania" telefonu.
To była chyba najkrótsza rozmowa, jakąkolwiek ze sobą odbyliśmy. Ta dziewczyna wszystko zepsuła- pomyślałam i w moich oczach zaszkliły się łzy. 
Przez następne pół godziny w aucie panowała cisza. 
- Możesz się zatrzymać?- zapytał, błagalnym tonem.
- Jasne- zatrzymałam samochód na poboczu i patrzyłam jak Zayn z niego wybiega i wymiotuje na ziemię.
- Dobrze się czujesz?- spytałam, gdy wrócił.
- Tak.
- Jesteś pewien? Możemy się gdzieś...
- Tak- przerwał mi- jestem pewien.
Przyglądnęłam mu się chwilę i zobaczyłam parę różnic między tamtym a tym Zaynem. Ten miał włosy nie co dłuższe, twarz bardziej zmęczoną. Ciemne kręgi pod oczami, były wyraźniejsze niż zazwyczaj. Twarz miał bledszą i ściągniętą.
- Zayn, wszystko w porządku?- spytałam z niepokojem, patrząc na jego chudą twarz.
- Mówiłem ci już, że nic...
- Nie o to pytam. Jesteś taki jakiś... nieswój. Jesteś blady, chudszy. Zayn co się dzieje?- ponowiłam pytanie.
- Nic, naprawdę.
- Mi możesz powiedzieć- powiedziałam cicho.
Prychnął cicho, ale nie odpowiedział.
- Możemy jechać?- spytał.
- A... tak. Jasne.
Ponownie włączyłam silnik, który cicho zamruczał. Uważnie sprawdziwszy drogę wjechałam na ulicę i ruszyłam.

***

- Poproszę dwie puszki pepsi, oraz duży talerz frytek- powiedziałam do dziewczyny za ladą.
Zatrzymaliśmy się na jednej ze stacji, bo jak powiedział Zayn "potrzeba wzywa". Zgodziłam się z nim, choć nie ze względu na kibelek, ale pusty brzuch. 
- 7.50 dolara- odpowiedziała kasjera, podając mi paragon. Wyciągnęłam ze skórzanego portfela wyznaczoną kwotę i udałam się zająć miejsce i poczekać na zamówienie. Mój wybór padł na stolik najdalej oddalony od pozostałych.
- Nie mogliśmy się zatrzymać na czymś normalnym?- spytał poirytowany Zayn, siadając naprzeciwko mnie.
- Co masz na myśli?- uniosłam brwi, zdziwiona.
- To jakiejś zadupie. Jestem gwiazdą- podkreślił ostatnie słowo- i nie mogę się nawet spokojnie załatwić?!
- Możesz, a kto ci broni?
Popatrzył na mnie ze złością i wziąwszy do ręki katalog, zagłębił się w lekturze.
Westchnęłam. 
Zastanawiałam się, co się zmieniło od naszego zerwania. Na pewno schudło, to po pierwsze. Po drugie: charakter, kiedyś był milszy..., mniej arogancki. Po trzecie: wygląd. Gdy był ze mną bardziej o niego dbał- pomyślałam. Teraz miał na sobie koszulę, pomiętą. Włosy, sterczały mu na wszystkie strony, no i rzadziej się uśmiechał. Pamiętałam go jako "chłopca", lubiącego się zaszaleć, kochającego dobra i niebezpieczną zabawę.
- Numer 32 proszony o odebranie 2 puszek pepsi i frytek- rozległ się głos kasjerki.
Powolnym ruchem wstałam od stolika i ruszyłam odebrać zamówienie. 
Wracając zauważyłam, że chłopak, ani razu nie oderwał się od katalogu.
- Wybrałeś już coś?- spytałam, przysuwając mu talerz.
- Nie dzięki- mruknął, nie patrząc na mnie- nie jestem głodny.
- Na pewno?- zaczęłam się z nim droczyć- Są pyszne.
- Nie- warknął- Nie Jestem G Ł O D N Y.
- Nie to nie- umilkłam i skupiłam się na jedzeniu, czasami na niego zerkając.

~~~Carmen~~~
- To nie był dobry pomysł- powiedziałam, patrząc na wszystkich zgromadzonych. Jedynymi osobami, których tu nie było to Perrie ze swoją rodziną, która nas opuściła po wyjeździe Zayna.
- Daj, spokój- odezwał się Liam- Znam Zayn'a,  dadzą sobie radę.
- A jak nie?
- Możemy o tym przestać rozmawiać?- jęknęła po drugiej stronie salonu, Julie- Zamiast się kłócić, zróbmy imprezę.
- Nie, nie ma mowy- odparł stanowczo Liam- A co będzie jak Paul, jednak postanowi wrócić wcześniej?- dodał.
- Nic, powiemy, że Ufo przyleciało i kazało nam zrobić imprezę- mruknął Hazza, uśmiechając się do mnie.
- Taaaa, Paul na 100% uwierzy- prychnął Payne.
- Ja jestem za imprezą- odezwała się Danielle- No co? Nie ma Paul'a wykorzystajmy okazję. 
- A co z Babcią Stasią?- zapytała Julie- Wiecie jaka ona jest.
Wszyscy przytaknęliśmy. 
To właśnie babcia Jul, ostatnio zaczęła się drzeć, gdy zobaczyła mnie i Harrego, w połowie ... stosunku. Od tamtego czasu, wstydziłam się przebywać z nią w jednym pomieszczeniu, co było trudne bacząc na to, że kolacje i śniadania jedliśmy razem.
- Ma ktoś jakiś pomysł co z nią zrobić?-zapytałam głośno.
- Zakopać- krzyknął Niall.
- Utopić- odezwał się Harry.
- A coś normalnego?- rozejrzałam się- Żadnych mądrych pomysłów?- widząc, że Harry chce coś powiedzieć, dodałam- Nie będziemy jej topić, ani zakopywać. Może damy ją na dzień czy dwa do domu starców?- zaproponowałam.
- Nie przyjmą jej- powiedziała Julie- Nie pasuje jej jedzenie.
- Darmowe żarcie i jej nie pasuje?- popatrzył na nią zdumiony blondyn- "Jak dają to bierz, jak biją to uciekaj"- mruknął do siebie.
- Wiem- krzyknął Liam. Spojrzeliśmy na niego zdziwieni, że wziął to na poważnie. Było dla wszystkich oczywiste, że będzie przeciw imprezie- No co? Ja też chce się pobawić- uśmiechnął się znacząco do Danielle- Poprosimy wujka Simona, żeby się nią zaopiekował.
Na te słowa, jak i Julie, wybuchłyśmy tak niekontrolowanym śmiechem, że rozbolały nas brzuchy.
- Ty... Chyba.... żartujesz- powiedziałam, między głupawkami.
- Nie, czemu?
- Hahahah.... hahahahah..... hahahaah- śmiała się Julie.
- Hahahah... Ona... hahah... nigdy..ha... nie pozwoli...haha.. aby ktoś ją...haha... niańczył.
- Czemu?!
- Chwila- sapnęłam i próbowałam się uspokoić. Udało się po 10 minutach- Ponieważ, ona uważa, że sobie świetnie radzi. Gdybyśmy zadzwonili po Simona i powiedzieli, że ma opiekować się prze- słodką staruszką, miały miłą niespodziankę. Stasia bowiem, jest święcie przekonana, że zostawienie kogoś "sam na sam" świadczy, że jest się z tym kimś bardzo blisko. I gdybyśmy dali ją Simonowi..hahahah... zaczęła by sądzić, że chcemy ją zeswatać. I tu pojawiły by się pewne komplikacje...hahahah
- Czekaj, ty mówisz serio?- spytał Horan.
- Jak najbardziej- skinęłam głową i wybuchłam śmiechem.
- Ale jazda- mruknął Harry.
- Pfff- prychnęła Julie- Nie zastanawiałeś się nigdy, czemu nie pokazuję się z Niallem przy NIEJ?
Pokręcił głową.
- To już wiesz. Ona uznała by to za "bliższy" kontakt i powiedziała rodzicom... a ja jestem z chrześcijańskiej rodziny, więc seks przed ślubem jest zabroniony. Pewnie kazałaby mnie wydziedziczyć, bo złamałam "święte" prawo.
- Żartujesz- powiedział Horan.
- Niestety nie- powiedział ktoś za nami.

~~~Lily~~~
- Cholera- zaklęłam i ponownie zatrzymałam się przy drodze.
- Co znowu?- warknął Zayn.
- Zgubiłam się.
- Aha- mruknął i powrócił do pisania na komórce.
- MALIK- wrzasnęłam- DO CHOLERY JASNEJ, NIE MAM POJĘCIA GDZIE JESTEŚMY, WIĘC KURWA RUSZ DUPĘ I MI POMÓŻ ODNALEŹĆ DROGĘ.
- O cholera- spojrzał na mnie, po raz pierwszy z uśmiechem na twarzy- ty potrafisz krzyczeć.
- Malik, coś ty ćpał.
- Nic- ponownie przybrał szorstki wyraz twarzy- daj mi mapę.
Poddałam mu mapę i tak jak on przed chwilą zaczęłam przeglądać telefon. Najpierw sprawdziłam wiadomości i nieodebrane połączenia- 0. Później facebook i Twitter. Na tym ostatnim dodałam wpis 
@Lilianna_Real ( @Lilianna_Prince mi zablokowali dziś, nie w opowiadaniu, ale w realu xD )  Nie umiem obsługiwać się mapą -.- 
Po chwili zobaczyłam wpis  * @Alexandra97xx A kiedyś umiałaś? 
Odpisałam Carmen @Lilianna_Real Nie xD A ty umiesz?
@Alexandra97xx Co w tym trudnego? 
@Lilianna_Real Wszystko?! 
Nie dostałam już odpowiedzi. Pewnie się już wylogowała-pomyślałam i nie mając co robić zaczęłam follować fanów. Na twitterze miałam już ich ponad 4 miliony, zaś na facebook'u 7milionów.
- Zrobione- powiedział Zayn- Wiem, gdzie mamy jechać.
- Nareszcie- mruknęłam i wylogowawszy się z TT, włączyłam silnik- Gdzie teraz GENIUSZU?
- Jedź w prawo.
- Jesteś pewien?
- Tak i nie skręcaj dopóki nie natrafisz na znak niedźwiedzia.
- Jakiego niedźwiedzia? Nie widzę tu żadnego niedźwiedzia!
- Jedź, nie marudź.
- Gdzie teraz?
- Widziałaś niedźwiedzia?
- Tak, był po prawej- skłamałam.
- To teraz w lewo?
- Jesteś pewien?- ponowiłam pytanie.
- Tak.
- A teraz? 
- Prosto.
- A teraz?
- W prawo i powinniśmy wjechać na autostradę.
10 minut później.
- Gdzie ta twoja autostrada?
- Nie.. według moich obliczeń, powinniśmy ją byli przejechać parę minut temu.
- To czemu nie przejechaliśmy!?
- Nie wiem! Jechałaś tak jak ci kazałem?
- Taaak.
- Na pewno?- przyjrzał mi się podejrzliwie.
- Tak. Najpierw prawo, później lewo, prosto...
- To zaraz zobaczymy autostradę.
Jechaliśmy, rozglądając się dookoła i szukaliśmy autostrady. Ale oprócz jakiegoś wały i pustkowia, nie widzieliśmy nic. Wkurzona zatrzymałam się na poboczu i wyszłam z auto, zrobił to samo.
- No super, zabłądziliśmy.
- Nie wiem, jak to możliwe- przyznał Zayn.
- Daj mi to- wyrwałam mu mapę i próbowałam zlokalizować miejsce naszego pobytu- Jesteśmy tu..., albo tu..., albo tu. Cholera, tu wszystko wygląda identycznie.
- Trzeba umieć patrzeć, daj mi mapę- złapał ją za jeden koniec
- Nie, sama znajdę.
- A właśnie, że nie.
- A właśnie, że tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie- krzyknęłam i pociągnęłam ją do siebie, rozrywając na pół.
- Patrz co zrobiłaś!
- Ja!? Ja!? Kazał ci ktoś ciągnąć? 
- Ty ją rozerwałaś.
- Ty.
- Dobra, nie ważne- krzyknął i wszedł do samochodu. Ja stałam jeszcze przez chwilę, ale gdy pierwsze krople deszczu zaczęły spadać, weszłam do auta.


***

Pół godziny później zatrzymaliśmy ponownie, tym razem z powodu braku paliwa.
- Co jest?- zapytał Malik.
- Nie ma paliwa- mruknęłam i wysiadłam z auta. Najpierw zobaczyłam czy nie ma zapasowego, nie było. Później wyjęłam telefon z zamiarem zadzwonienia po pomoc. Brak zasięgu.
- Cholera- zaklęłam i wróciłam do auta. Tam odchyliłam fotel i przykryłam się kocem, znajdującym się na tylnych siedzeniach.
- Co ty robisz?
- Idę spać.
- Mogę prowadzić...
- Nie- przerwałam mu- Po pierwsze: Nie ma paliwa. Po drugie: Brak zasięgu. Po trzecie: Nie masz prawka. Po czwarte: Dobranoc. 


~~~Julie~~~


Impreza rozkręciła się już na całego. Na dole wszyscy dobrze się bawili, a ja z każdą chwilą byłam coraz bardziej blada.
- Kochanie- podszedł do mnie Niall- Co się stało? Źle się czujesz?
- Nie- szepnęłam.
- Wiesz, że mi możesz powiedzieć- delikatnie pocałował mnie w policzek.
- To nie możliwe.
- Co jest nie możliwe?- spytał zdezorientowany.
- Niall... jestem w ciąży.




Też was kocham <3333333333333 
PRZEPRASZAM. Wiem, rozdział miał być o wiele wcześniej. Ale:
Po 1: Szkoła.
Po 2: Brak czasu.
Po 3: Nie mam prawka, nie no żartuje. 


@Lilianna_Real
NASTĘPNY RÓWNA SIĘ 25 komentarzy