niedziela, 26 sierpnia 2012

Dwadzieścia osiem

~~~Carmen~~~

- Więc podjęliśmy decyzję. To Pani będzie sprawowała opiekę nad Vanessą. Proszę dziś po południu przyjechać, aby podpisać potrzebne dokumenty.
- Dobrze, dziękuję - odpowiedziałam podekscytowana
Zaczęłam skakać, byłam taka szczęśliwa. Zastanawiałam się tylko jak ja to powiem Hazzie. Jak to powiedział - jesteśmy zbyt młodzi. Dziecko wiele by wniosło do naszego życia. Nie miałam zbyt wiele czasu, bo przyszedł On.
- Hej mała, jak się spało ? - powiedział i czule mnie pocałował
- Dobrze. Harry ..
- Tak ?
- Bo.. Mam ci coś ważnego do powiedzenia.
- Wal śmiało, przecież cię nie zjem - zaśmiał się
- No właśnie z tym może być problem..
- BĘDĘ TU MIESZKAĆ, JUŻ NA ZAWSZE - wtrąciła się Vanessa
- Co ? Nie rozumiem ? - powiedział zdezorientowany Haz.
- No bo wiesz  .. Zaadoptowałam ją - powiedziałam i mocno zacisnęłam zęby
- Fajnie, że coś o tym wiedziałem. Wiesz.. jesteśmy razem więc chyba powinnaś mi powiedzieć wcześniej o swoich planach. Myślałem, że jednak liczy się dla ciebie moje zdanie. No nic, najwyraźniej się myliłem - odpowiedział po czym wyszedł, po prostu wyszedł.
Usiadłam obok Vanessy i zaczęłam płakać.
- Nie płacz, przepraszam - próbowała mnie pocieszyć
- Nie przepraszaj, to nie twoja wina. Powinnam była mu powiedzieć. Boże, jestem idiotką.
W miarę się ogarnęłam, wzięłam Vanessę i pojechałam zawieźć ją do Julie i Nialla. Długo nie jechałam. 
- Heej ! - przytulił mnie na powitanie Horan
Przywitałam się także z Julie po czym szybko wyszłam. I tak byłam już spóźniona.

- Dzień Dobry- przywitałam się z kobietą, stojącą za ladą. Ta uśmiechnęła się przyjaźnie.
- W czym mogę pomóc ?
- Byłam umówiona z panią Kelly..
- A tak. Schodami na górę, drzwi 165. Dowiedzenia- powiedziałam.
Szybkim krokiem ruszyłam w wyznaczonym kierunku. Stanąwszy przed drzwiami, wygładziłam przód sukienki i zapukałam.
- Proszę- rozległ się głos za drzwiami. Niepewnie otworzyłam drzwi i weszłam do środka. 
W środku było jaśniej niż się spodziewałam. Na środku stało biurko, przy którym siedziała kobieta, zawzięcie pisząca coś w zeszycie. Na biurku walały się stosy papierzysk i kubek kawy. Z boku pokoju ustawiono parę wysokich szaf, obok których stały kwiaty. Otwarte do połowy okno chłodziło wnętrze pomieszczenia.
- Nazywam się Carmen- zaczęłam.
- Tak, tak- przerwała mi- Powiadomiono mnie o tym- powiedziała szorstko- Proszę usiąść- wskazała krzesło naprzeciwko biura. 
Niepewnie podeszłam do krzesła i usiadałam.
- Więc...
- Więc chciałaby pani zaadoptować Vanesse Ross, jak rozumiem ?
Skinęłam głową.
- Tak, jeśli jest to możliwe.
- Co skłoniło panią do adopcji ?
- Przepraszam...?- kobieta westchnęła.
- Nie myślała chyba pani, że pozwolę.. Mogę do ciebie mówić po imieniu ?
- Jasne..
- No więc Carmen.. chyba nie myślałaś, że pozwolę ci podpisać nie zadając wcześniej kilku pytań ?
- Oczywiście, że nie, ale ..
- No właśnie- znów mi przerwała- Jak już to ustaliliśmy, to może zechcesz mi odpowiedzieć na moje pytanie ?
Patrzyłam na nią jak na wariatkę.
- Chciałam, aby była szczęśliwa- powiedziałam w końcu.
- I uważasz, że z tobą będzie szczęśliwa ?
- Tak.
- Hm... pracujesz ?
- Tak
- Gdzie?
- Jestem stażystką Lilianny Prince.
- Gdzie mieszkasz ?
Takie pytania słyszałam przez godzinę. Czy masz chłopaka ? Czy mieszkasz sama czy z kimś ? Palisz ? Imprezujesz ? Itp. 
- Jeszcze jedno- powiedziała- Czy zdajesz sobie sprawę, przez co przeszła ta dziewczynka?
- Oczywiście.
- I rozumiesz.
- Tak.
Pierwszy raz od godziny kobieta się uśmiechnęła.
- Wydaje mi się, że jesteś świetną osobą na zastępczą matkę Vanessy. Zgadzamy się na adopcję.

~~~Julie~~~
- Kiedy wracacie ?- zapytałam przez telefon Nialla. Odkąd wyjechali dwa miesiące temu w trasę ich termin powrotu ciągle się zmieniał.
- Za tydzień.
- Tęsknie- powiedziałam cicho.
- Ja też. Za niedługo się zobaczymy. Muszę iść. Ucałuj maluchy- powiedział i rozłączył się. Zrezygnowana odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na śpiące skarby. Liam wdał się w ojca- pomyślałam. Miał takie same śliczne niebieskie oczy jak Niall.
- Hello- wrzasnęła Carmen, wchodząc jak zawsze bez pukania- Coś taka smutna ?-zapytała widząc moją miną.
- Chłopcy wracają za tydzień- mruknęłam.
- To chyba powinnaś się cieszyć, nie ?- usiadła koło mnie.
- Nadal jesteście pokłóceni ?- uśmiech zniknął z jej twarzy.
- Tak.
- Czemu z nim nie pogadasz ?
- Nie da się wszystkiego wytłumaczyć przez telefon. A przed wyjazdem nie było czasu..- powiedziała smutnym tonem. 
Wpadłam na pomysł.
- Jedź do niego!
- Gdzie ? Jak ?
- Samochodem! 
- A co z Vanessą ? Nie mogę jej tak zostawić!
- O nic się nie martw. Zostaw ją u mnie.
Pokręciła głową.
- Nie dasz rady. I tak za dużo masz już na głowie- stwierdziła.
- Zadzwonię po rodziców. Pomogą. Jedź- rozkazałam.
- Czy ja wiem..- mruknęła, ale po chwili wstała i wyszła z mieszkania. Po 10 minutach wróciła z Vanessą i potrzebnymi rzeczami.
- Wrócę jak najszybciej- powiedziała i pocałowała małą w czoło- dziękuję- szepnęła.

~~~Carmen~~~
Pokonanie drogi z Londynu do Manchesteru zabrało mi trochę czasu. Dzięki Julie wiedziałam w jakim hotelu zatrzymali się chłopcy. Nie trudno też było się pomylić, bo pod hotelem rozłożone były namioty, w których zapewne koczowały fanki.
Wchodząc do hotelu natknęłam się na Andiego. Jeśli nawet był zaskoczony moim widokiem, nie dał tego po sobie poznać.
- Carmen, co ty tu robisz ? - zapytał.
- Muszę pogadać z Harrym. Wiesz gdzie teraz jest ?
- Wyszedł z chłopakami. Nie wiem kiedy wróci.
- W jakim pokoju mieszka ?- postanowiłam posiedzieć w nim dopóki nie wróci.
- 235, piętro 2.
- Dzięki Andy- pocałowałam go w policzek i podeszłam do kobiety za kontuarem.
- Dzień Dobry- przywitałam się z uśmiechem.
- Witam, w czym mogłabym pomóc ?
- Mogłaby mi dać pani klucz do 235 ?- Zapytałam i pokrótce opowiedziałam jej kim jestem i co chcę zrobić.
- Nie powinnam, ale - podała mi klucz- Miłej nocy- uśmiechnęła się do mnie.
- Dziękuje- Wsiadłam do windy i weszłam do pokoju Harrego.

Nie wiem, kiedy zasnęłam, ale obudziło mnie jaskrawe światło wpadające do pokoju. Przekręciłam się na łóżku i wpadałam na coś. Przerażona, szybko otworzyłam oczy. Przez chwilę nie mogłam przypomnieć sobie, gdzie się znajduję.
- Wiesz, że nie ładnie tak wkradać się do czyjegoś pokoju ?- zapytał tak dobrze znany mi głos.
- Przepraszam- szepnęłam- Czekałam na ciebie.
- Co chciałaś?- miły ton zniknął.
Usiadłam na łóżku i przetarłam zmęczone oczy. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że jest noc, a światło które mnie obudziło, to zapalona lampa.
- Harry..- zaczęłam, a głos uwiązł mi w gardle. Jedyne co zdołałam wykrztusić to- Przepraszam cię.
Zaczęłam płakać. Płakałam za te wszystkie dni w samotności bez niego. Płakałam za to, że go okłamałam. Płakałam za to, że na niego nie zasługiwałam, a jakimś cudem on ze mną był.
- Cii- przytulił mnie do siebie i pocałował w policzek- wybaczam ci.
- Byłam taką egoistką!- jęknęłam i pozwoliłam mu się kołysać. 
Po 15 minutach histeria minęła. Zastąpiło ją zmęczenie. 
- Przepraszam- powiedziałam cicho, widząc jego zniszczoną koszulę.  Spojrzał na mnie łagodnie.
- Nic się nie stało. Kupi się nową.
Siedzieliśmy w ciszy rozkoszując się swoim towarzystwem.
- Kocham cię- powiedział Harry- Nigdy tego nie zapominaj- pocałował mnie w usta, nie pozwalając powiedzieć czegokolwiek.
Z zapałem odwzajemniłam pocałunek. Harry całował moją szyję, usta, policzek. Ja w tym czasie zdejmowałam nienadającą się do niczego koszulę. Gdy się jej pozbyłam zaczęłam wodzić palcami po jego pięknym torsie. I lekko go całować. Chłopak zaczął ściągać mi sukienkę. Warknął jednak sfrustrowany.
- Jak to się do cholery rozpina ?
Ze śmiechem odepchnęłam go od siebie i sama ją zdjęłam. Po chwili byliśmy w samej bieliźnie. Harry wodził palcami po moim brzuchu, kreśląc na nim różne wzory. Gdy mu się to znudziło rozpiął stanik i zaczął całować moje piersi. Czułam się jak w niebie. Wyczyniał niesamowite rzeczy językiem. 
Gdy pozbyliśmy się już ostatniej części garderoby, Harry we mnie wszedł. Jęknęłam cicho. Zaczęłam go całować. Oboje głośno dyszeliśmy. Chłopak przyspieszył. Wbijałam mu paznokcie w plecy i jęczałam głośno. Wiedziałam, że do finału już niedaleko. Pozwoliłam nadawać mu swoje tempo. Po 5 minutach, nie wytrzymałam. Wstrząsnął mną niesamowity dreszcz. Harry doszedł chwilę później. Spoceni opadliśmy na siebie. Chłopak pocałował mnie w usta.
Drzwi nagle się otworzyły. Nie wszedł kto inny jak Lou. Zarumieniłam się i okryłam kołdrą.
- Umm, rozumiem, że się godzicie i tak dalej, ale moglibyście trochę ciszej? My tu próbujemy zasnąć.
- WYJDŹ - odpowiedzieliśmy wkurzeni.
Chłopak zaśmiał się po czym opuścił hotelowy pokój. Po chwili i my się śmieliśmy.
- Następnym razem bądź tak uprzejmy i zamknij drzwi na klucz - powiedziałam
- Skąd mogłem wiedzieć, że ten idiota tu wparu.. - zamknęłam jego usta pocałunkiem. Tak namiętnie to chyba jeszcze nie było. 
- Dobranoc - uśmiechnęłam się i położyłam na jego torsie
- Dobranoc skarbie - odpowiedział i głaskał mnie po włosach dopóki nie zasnęłam




*


Postanowiłam zostać z chłopakami przez ten tydzień. Julie zgodziła się zaopiekować Vanessą przez dłuższy czas. Praktycznie całymi dniami nudziłam się w hotelu. Wieczorem.. Wiadomo na co ochotę miał Haz. Zawsze jedno i to samo. Czasem zastanawiałam się na czym oparty jest nasz związek. Manchester nie był za ciekawym miejscem. Czasami byłam na koncertach. Przerażały mnie fanki chłopców. To było szaleństwo. Właśnie tak spędziłam caały tydzień.
- Pakujcie się, samochód już czeka - ogłosił Paul
Wiadomo jak wyglądał nasz pokój. Totalna porażka. Jakoś to ogarnęłam. Wzięliśmy walizki i ruszyliśmy w stronę samochodu. 
- Harry.. Przepraszam cię - powiedziałam po czym wtuliłam się w niego.
- Przecież już jest wszystko okej. Lubię dzieci. Nawet na początku się ucieszyłem. Byłem jedynie zły, że mi nie powiedziałaś.
- Ja wiem.. Chciałam ci powiedzieć, ale nie wiedziałam jak to zrobić.
- Cśśśś 
Dzieliły nas tylko milimetry. Harry przyssał się do moich ust. Rozchyliłam wargi i wpuściłam jego język. Uśmiechnął się. 
- Ekhem, nie jesteście tu sami.
- LOU ! - krzyknęliśmy
- Możesz chociaż raz nie przeszkadzać ?! - zdenerwował się Haz.
Miałam wrażenie, że chłopak był zazdrosny. Słyszałam o tych całych bromance'ach. Larry. Szczerze mówiąc to chłopców też to denerwowało. Postanowiłam wziąć drzemkę. Obudził mnie Harry.
- Już jesteśmy - uśmiechnął się i pocałował mnie w czoło.
 Przyznam, to było słodkie. 

~~~Lily~~~
Pierwszy tydzień po powrocie chłopców, okazał się zaskakująco nudny.
- Zayn- wrzasnęłam na całe gardło.
- Co ? 
- Mógłbyś do jasnej cholery posprzątać ten pokój ?- wskazałam na podłogę na której walały się jego ubrania. 
- Nie masz czasem do tego pokojówek ?
- Mam, ale one nie będą sprzątały twoich bokserek do cholery! Masz godzinę, aby tu posprzątać- powiedziałam i wyszłam z pokoju.  Miałam zamiar przez cały dzień leżeć nad basen i się opalać. Jednak ktoś musiał mi przeszkodzić. Dzwonił Justin. 

- Hej- powiedział- Możemy się spotkać ?
- Jasne, gdzie i kiedy ?
- Za 15 minut w parku ? Na naszej ławce ?
- Będę- powiedziałam i się rozłączyłam. Pobiegłam do pokoju, w którym zastałam.. Zayna sprzątającego ?
- Wow, nie myślałam, że na serio posprzątasz- uśmiechnęłam się do niego ciepło. 
Wzruszył ramionami tylko.
- Gdzie idziesz ?- zapytał widząc jak się przebieram.
- Spotkać się z Justinem .
- Myślałem, że między wami wszystko skończone- usiadł na łóżku.
- Bo tak jest. Jesteśmy przyjaciółmi.
- Jasne- mruknął pod nosem.
- Czyżbyś był zazdrosny ?- zapytałam ze śmiechem. Podeszłam do niego i pocałowałam- Jesteś najważniejszą osobą w moim życiu- powiedziałam- Wrócę jak najszybciej się da- dodałam i wyszłam z pokoju. Szybko przemierzyłam trasę z domu do parku. Po 10 minutach usiadłam na ławce i czekałam na Justina. Pojawił się po chwili.
- Hej- uśmiechnęłam się ciepło i przytuliłam chłopaka.
- Hej- odparł. Usiedliśmy na ławce.
- Po co chciałeś się spotkać ?- zapytałam.
- Pogadać, powspominać- mówiąc to nie patrzył na mnie.
- O czym chciałeś porozmawiać ?- chyba znałam odpowiedź. Nie myliłam się.
- O nas.
- Justin proszę- zaczęłam, ale chłopak uciszył mnie pocałunkiem. 
Nie powinnam, ale odwzajemniłam go.
- U ciebie czy u mnie ? - zapytałam przerywając pocałunek
- Nigdzie. Jesteś z Zaynem - odpowiedział
- Oj, zamknij się - odpowiedziałam i otarłam ręką o jego krocze.
Spodobało mu się to.
- U mnie, u ciebie jest 1D i reszta
W mgnieniu oka znaleźliśmy się w domu Justina. Był ogromny. Zaczęła się gra wstępna. W pocałunku obijaliśmy się o wszystkie ściany, a było ich sporo. Wreszcie dotarliśmy do jego sypialni.
- Na pewno tego chcesz ? Chcesz zdradzić Zayna ? - zapytał
- Nie pierdol tylko zaczynaj
I stało się. Zrobiliśmy to. Dopiero po fakcie zaczęłam żałować. Niestety byłam tak zmęczona, że po prostu zasnęłam. Obudziłam się dość wcześnie. Obok mnie słodko spał Justin. Postanowiłam wejść na twittera. 
- Oo, znowu jakaś afera. Chętnie poczytam - pomyślałam
Załamałam się. Twitter był pełny od zdjęć. Naszych zdjęć. I tych z parku, i tych w drodze do Biebsa. Zadzwonił telefon. Wiedziałam, że to On.
- Lily, chyba musimy pogadać - odezwał się wkurzony głos Zayna
- Jasne, za 15 minut będę - odpowiedziałam i szybko się rozłączyłam
Ubrałam się i po cichu wyszłam.
Droga do domu minęła o wiele za szybko. Wchodząc do przedpokoju uświadomiłam sobie że , pierwszy raz w życiu boję się być w swoim domu. Przemieszczenie się z przedpokoju do pokoju zabrało mi 5 minut. Wstąpiłam od razu do kuchni po lody. Wiedziałam, że po rozstaniu to jest najlepsze lekarstwo. Cholera, co ja robię ?- pomyślałam. Przecież ja nie chce się nim rozstać prawda ? 
Westchnęłam. 
Zostawiałam w zamrażarce lody i weszłam po schodach do pokoju. Na szczęście w domu nikogo nie było oprócz Zayn'a. Nieśmiało weszłam. 
Byłam zdziwiona. Spodziewałam się gwałtownej reakcji. Krzyczenia, a tu nic. Zayn siedział na łóżku, odwrócony do mnie plecami. Wiedział, że weszłam do pokoju, ale nie zareagował. Podeszłam do niego i usiadłam naprzeciwko na łóżku.
- Zayn- szepnęłam.
- Nic nie mów- poprosił. Zamilkłam. Siedzieliśmy przez 10 minut nieruchomo. Chłopak ani razu na mnie nie spojrzał. 
- Dlaczego ?- spytał, nadal na mnie nie patrzył. Mówił spokojnym tonem, nie krzyczał. To było gorsze niż wrzaski.
- Ja.. ja nie wiem- powiedziałam cicho. Głos mi przy tym zadrżał.
- Nie chcesz być już ze mną ?- pierwszy raz odkąd weszłam na mnie spojrzał. W jego oczach widziałam ból oraz determinację.
- Chcę, nie, nie wiem- jęknęłam i zakryłam twarz dłońmi. Czy chciałabym być z Zaynem ?-pytałam samą siebie. Kochałam go. To było pewne, ale kochałam także Justina. Którego bardziej ? Nie wiedziałam- Kocham cię.
- Jego też kochasz- powiedział, jakby czytając mi w myślach.
- Tak- szepnęłam.
- Wiesz, że tak dalej być nie może ? Musisz wybrać.
- Tylko, że ja nie wiem! Pogubiłam się w tym - krzyknęłam i poczułam jak łzy ściekają mi po policzkach- Czemu jesteś taki miły ? Czemu na mnie nie krzyczysz ?
- A co by to dało ?- mówił spokojnym tonem- Zaakceptuje twój wybór, nawet jeśli nie wybierzesz mnie. Chcę, abyś była szczęśliwa.
Spojrzałam na niego ze złością. Czemu mi to utrudniał ? 
- Co chcesz, abym zrobiła ?- warknęłam.
- Wybrała. Wybór należy do ciebie.
- Ale ty nie wiesz .. - szepnęłam
- Czego nie wiem ?
- My.. To nie był tylko pocałunek
- Tak myślałem - odpowiedział po czym wyszedł.
I tu był haczyk. Nie wiedziałam kogo mam wybrać. Wstałam z łóżka i zaczęłam przechadzać się po pokoju. Kochałam ich obu. To wiedziałam na pewno. Ale w kimś byłam zakochana. Tylko w kim ? Zaczęłam wspominać czasu nim nie znałam Zayna. Justin był moim idolem od dawna. Kochałam go od początku. Zawsze chciałam iść z nim na randkę. Kiedyś nawet planowałam z nim przyszłość. Tylko czy aby na pewno to właśnie nie popychało mnie do przodu ? Miłość do mojego idola ? Zayna kochałam odkąd go poznałam. Od naszych pamiętnych wakacji. Wydawał się taki uroczy. Później zerwaliśmy. Rozstanie z Zaynem przebyłam od wiele trudniej niż rozstanie z Biebsem. Rozstałam się z Justinem z powodu Zayna. Czy właśnie jego kochałam ? Czy w nim byłam zakochana ? I właśnie w tym momencie zdałam sobie sprawę, że Justina owszem, kochałam, ale kochałam go jako fanka. A to w Zaynie byłam zakochana.
- Podjęłam decyzję- powiedziałam i podeszłam do niego, namiętnie go całując.
Lekko mnie odepchnął.
- Lily, zdradziłaś mnie - powiedział stanowczym głosem
- Zayn.. nie chciałam. Ty się kochać nie chciałeś. Ja też mam potrzeby do cholery 
- Trzeba było powiedzieć, a nie pieprzyć się z Justinem. Żegnam.

Cześć Kochani
Tutaj Lily, to jest przedostatni rozdział w tym opowiadaniu. 
Chcieliśmy wam podziękować za to, że wchodziliście i za wszystko w ogóle. Jesteście wspaniali.
Dziękujemy, że wchodziliście na tego bloga czytaliście i komentowaliście. Dłuższe przemówienie napisze w ostatnim rozdziale i epilogu :) 
  
Dziękuję Za wszystko Lily



Helouu, jak wiecie opowiadanie powoli się kończy. Cieszy nas zainteresowanie wśród was - o ile piszecie prawdę w komentarzach. Zależy nam na szczerych opiniach. Mamy w planach także nowego bloga :D Szczegóły podamy późnieeeej :3 


Sylwia








poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Dwadzieścia siedem.


~~~Liam~~~

Minęło już parę dni od porodu. Dziś wszyscy mieliśmy odwiedzić Julie i maluszki. Po raz pierwszy nie musiałem ich wołać. Byli punktualni. Niedługo później byliśmy już w szpitalu. Weszliśmy do sali. Na łóżku leżała Julie. Karmiła dziewczynkę. Wywnioskowałem to po różowych śpioszkach. Chłopca trzymał Niall. Na śpioszkach przyklejona była mała karteczka. Widniał tam napis ‘’ Liam Josh Horan ‘’. Chwilę się mu przyglądałem podczas gdy inni gratulowali Julie.
- Tak, ma na imię Liam – uśmiechnął się Niall
Wzruszyłem się. Nawet łza poleciała mi po policzku. To było strasznie miłe.
- Chcesz go potrzymać ? – zapytał
Z chęcią wziąłem małego na ręce. Nawet uśmiechnął się do mnie przez sen. Był naprawdę uroczy i strasznie podobny do Niallera.
Dziewczynkę nazwali Alison. Była cudowna, tak samo jak jej brat. Wszyscy zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Julie oczywiście narzekała, że wygląda okropnie. Była zmęczona, więc zostawiliśmy ich w spokoju. Jutro Jul miała być wypisana ze szpitala. Postanowiliśmy zrobić jej małe przyjęcie. Niall został, żeby nie było żadnych podejrzeń. Miała to być całkowita niespodzianka. Od razu pojechaliśmy do ich mieszkania. Dziewczyny przygotowały przekąski i dekoracje. My, a raczej Dj Malik muzykę. Zostały nam jedynie prezenty. Wszyscy pojechaliśmy do Westfield. Carmen i Lily brały wszystko po kolei. Jak to kobiety. Ciągle było tylko ' Aww, jakie śliczne '. Zwariować można. My z chłopakami postanowiliśmy kupić coś wspólnie. Po wyczerpujących zakupach wróciliśmy do domu Lily. Prawie wszystko było gotowe, więc nie było potrzeby siedzieć w domu Niallera. Usiedliśmy wszyscy i zaczęliśmy grać na konsoli Wii. 



~~~Julie~~~

Dziś był dzień wypisu. O 16 miał przyjechać po nas Niall. Rzeczy miałam już spakowane. Liam i Alison byli do niego strasznie podobni. Nie cofnęłabym czasu za nic na świecie. Kochałam ich, strasznie. Te pare dni w szpitalu wydawały się o wiele dłuższe niż były. Szczęśliwy tatuś codziennie nas odwiedzał. Nawet nie umiem opisać jego szczęścia. Wspaniale się zajmował dziećmi. Zanim się zorientowałam dochodziła 16. Niall był punktualny. Niedługo potem byliśmy już pod domem. Niall wziął maluchy, ja moje torby. Wyczerpana otworzyłam drzwi. Miałam ochotę walnąć się na łóżko i odespać. Nie mogłam. Moi przyjaciele inaczej zaplanowali mi czas. Usłyszałam głośne ‘ Niespodziankaa !! ‘. Kochałam ich wszystkich, ale w tym momencie miałam ochotę zakończyć imprezę i odpocząć. Wiadomo, że nie byłabym w stanie tego zrobić. Pff, ja i moja grzeczność. Nialler położył dzieci spać. W tym czasie ja siedziałam na kanapie. Wszyscy ponownie gratulowali i dawali prezenty. Szczerze ? Nie potrzebowałam tego wszystkiego. Wystarczyło, że ich mam. Że po prostu są i oferują pomoc. Dostaliśmy dużo uroczych ubranek i zabawek. Chłopcy pomyśleli nawet o wózku, o którym ja totalnie zapomniałam. Przeprosiłam wszystkich na chwilę i dołączyłam do Niallera.
- Już śpią ? – zapytałam i wtuliłam się w blondyna
- Cudowny widok, prawda ? Nie zamieniłbym tego na nic innego – mówił szeptem
- Wiesz co Niall.. Miło, że zorganizowali przyjęcie i tak dalej, ale jedyne co mi teraz potrzeba to sen. Długo to będzie trwało ? – zapytałam
-Kochanie, wytrzymaj – pocałował mnie.
Po chwili oboje wróciliśmy do salonu. Towarzystwo oglądało nagranie z naszego ślubu. Szczerze mówiąc, sama nie miałam okazji tego obejrzeć. Niedługo później wszyscy opuścili mieszkanie. Było dość późno. Wzięłam długi prysznic. Zorientowałam się, że nie wzięłam nic do ubrania. W samym ręczniku pobiegłam do sypialni. Był tam Niall. Szedł w moją stronę z cwaniackim uśmieszkiem.
- oo nie Niall. Nie dziś !
Nigdy w życiu się tak nie nabiegałam. Ten idiota gonił mnie po calutkim mieszkaniu, a nie było ono małe. Założyłam jakaś dużą Niallową koszulkę i położyłam się spać. Dołączył do mnie mój mąż.
- Tak przy okazji , lepiej się wyśpij bo jutro odwiedzą nas moi rodzice. Samolot ląduje na Heathrow o 12:30  – powiedział
- Okej, do kiedy będą ?
- Pewnie parę dni, mama pomoże ci trochę z dzieciakami. Ja pokaże ojcu okolicę – odpowiedział
- Nie ma sprawy – odpowiedziałam
Namiętnie go pocałowałam i poszłam spać. Długo to nie potrwało. Obudził nas płacz. Kolejne uroki posiadania dzieci.
- Kto wstaje ? – zapytałam
Niall już się szykował.
- Zostań, ja pójdę – powiedziałam
Wyszło tak, że oboje wstaliśmy. Nigdy wcześniej nie widziałam osoby, którą by cieszyło nocne wstawanie. A był nią właśnie mój kochany Nialler. Uspokajał jedno dziecko, w czasie gdy karmiłam drugie. Urocze.

~~~Harry~~~
  
Za dwa dni są urodziny Carmen. Oczywiście kto nie ma prezentu? Wiadomo, że ja. Dlatego właśnie pojechałem dziś do Centrum Handlowego. Szukanie dobrego prezentu dla ukochanej nie jest łatwą rzeczą. Chciałem, aby to było coś wyjątkowego. Najpierw pomyślałem o samochodzie, ale później odrzuciłem ten pomysł. To musiało być coś mega. Samochód jest super, to prawda, ale każdy wie, że sam mogę go jej pożyczyć. Kolejny pomysł to mieszkanie. Wspólne. Takie jak Niall kupił Julie. Ten pomysł był na tyle interesujący co niemożliwy. Nie wiedziałem przecież czy ona chce ze mną zamieszkać.. Co innego Niall z Julie. Byli w końcu małżeństwem. 
Przechodziłem właśnie przez sklep z biżuterią, gdy mój wzrok spoczął na naszyjniku. Nie zastanawiając się dłużej wszedłem do sklepu.

~~~Carmen~~~

Dzień urodzin. Dokładnie 18 lat temu przyszłam na ten świat. Paranoja. Spojrzałam na siebie w lustrze, próbując dostrzec jakąś różnicę. W końcu jestem dorosła nie? Jednak ku mojemu ubolewaniu nic, a nic się nie zmieniło. Te same blond włosy, niebieskie oczy. Ten sam nos, oczy, usta. 

Usłyszałam jak ktoś głośno wciąga powietrze.
- Co?- spytałam, odwracając się w stronę Lily.
- Siwy włos- wzięła do dłoni  pasmo moich włosów- Widzisz?
- Och daj spokój- powiedziałam ze śmiechem. Odepchnęłam ją lekko i zeszłam na śniadanie. Wszyscy już byli na dole. Zachowywali się normalnie. No prawie.
- Hej kochanie- powiedział Harry, całując mnie w policzek.
Reszta mnie olała. Zabolało. Dziś był dzień na który czekałam przez całe życie, a tu taka niespodzianka.
- Carmen- odezwała się Julie-  Twoja babcia dzwoniła. Powiedziała, że przyjedzie jutro.
Mruknęłam coś pod nosem. Straciłam apetyt. Nie zwracając na nikogo uwagi wyszłam z domu i poszłam w stronę parku, znajdującego się 10 minut od domu Lily. Pogoda nie była zła. Świeciło słońce, które przyjemnie ogrzewało skórę. Usiadłam na ławce i próbowałam choć przez chwilę zająć myśli czymś innym nim tym, że przyjaciele i rodzina zapomniała o moich urodzinach. 
- Cześć, mogę tu usiąść?- przerwał mi ktoś moje rozmyślenia. Spojrzałam na rozmówce i chcą nie chcąc się uśmiechnęłam. Dziewczynka mniej więcej w wieku 5 lat spojrzała na mnie wyczekująco- To jak mogę..?
Odkaszlnęłam.
- Oczywiście- przesunęłam się robiąc dziewczynce miejsce, które po chwili zajęła- Jak się nazywasz?
Wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie z błyszczącymi niebieskimi oczami.
- Gdzie są twoi rodzice?
Ponownie wzruszyła ramionami.
- Nie odpowiesz mi na pytania?
Dziewczynka westchnęła i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- Jestem głodna.
- Och...- zastanowiłam się przez chwilę- Mieszkam niedaleko...
- Jak nie daleko? Umieram z głodu.
- Chodź- podałam jej rękę i razem wróciliśmy do domu. Jeśli ktoś w domu Lily był zdziwiony widokiem głodnej dziewczynki, nie okazał tego. 
Nakarmiona Vanessa, była o wiele bardziej gadatliwa, niż można byłoby przypuszczać.
- Tak, więc.. gdzie są twoi rodzice?- zapytałam ponownie. Ale także tym razem odpowiedziało mi milczenie.
- Nie będziemy mogli ci pomóc, jeśli nie wiemy, gdzie mieszkasz i gdzie mogą być twoi rodzice- odezwała się Lily.
- Moi... moi rodzice nie żyją- powiedziała łamiącym się głosem dziewczynka.
- Co się stało?- spytał Harry.
Pokręciła głową.
- To było tydzień temu. Spokojnie sobie spałam, aż tu nagle słyszę krzyk. Nie wiedziałam co się dzieje. Rodzice się nigdy nie kłócili. Na paluszkach, aby mnie nikt nie usłyszał, zeszłam na dół. To co zobaczyłam było najokropniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek widziałam- jej ciałem wstrząsnął dreszcz- Tato i mama leżeli na ziemi w kałuży krwi. 
- Co zrobiłaś ?- zapytał podekscytowany, a zarazem przerażony Harry. Walnęłam go w ramię.
- Cii, już dobrze- przytuliłam Vanesse. Nie martw się, coś wymyślimy. A w tym czasie, możesz spać u nas prawda?- zwróciłam się do Lily.
- Jasne, są wolne pokoje.
- A mogę spać z tobą?- zapytała dziewczynka, patrząc na mnie.
- Oczywiście. Masz jakieś rzeczy oprócz tych?
Pokręciła głową.
- Lily, pożyczysz mi samochód?
- Jasne, a gdzie jedziesz?
- Pojedziemy z Vanessą, kupić jakieś ubrania, co ty na to?
- Super- ucieszyła się.
Wzięłam od Lily kluczyki i wraz z Vanessą wyszłam z domu. Centrum handlowe na szczęście nie było aż tak daleko, a sklepy dla dzieci, znajdowały się obok wejście. Więc po 2 godzinach zakupów, miałyśmy wszystko co potrzeba. Mianowicie 6 sukienek, 4 pary spodenek, 15 par skarpetek, 15 par majtek, 10 par podkoszulek, 3 pary pidżamy, 5 par butków, 3 pary pościeli, zabawki, mini kuchenka, lalki barbie itp. Na szczęście wszystko zmieściło się w mini bagażniku Lamborghini oraz na tylnych siedzeniach.
-Wow- skomentował nasz nowy nabytek, Harry.
- No co? Wejdź kiedyś do sklepu dla dzieci z dzieckiem i nie kup wszystkiego.
- Spróbuje- obiecał i pomógł mi wypakować samochód.
- To będzie twój nowy pokój- powiedziałam, wchodząc do jednego z pokoi gościnnych- Ze mną będziesz tylko spała okay?
- Dobrze. Mogę coś zjeść? Zgłodniałam.
- Jasne. Harry- zwróciłam się do chłopaka- mógłbyś nakarmić Vanesse, bo ja muszę wykonać ważny telefon.
- Spoko- wyszli z pokoju, a ja w tym czasie, znalazłam numer do ośrodka adopcyjnego- Dzień dobry, nazywam się Carmen Walter i chciałbym umówić się na...

~~~Harry~~~
- Masz dzieci?- spytała Vanessa. Jak na 5-letnie dziecko, była bardzo mądra. Wiedziała tyle ile dzieci w wieku 10 lat. 
- Nie, aż tak staro wyglądam?- zapytałem ze śmiechem.
- No nie.. ale ...
- Rozumiem- przerwałem jej- Ale nie, nie mam dzieci.
- Czemu?
- Nie zastanawialiśmy się jeszcze nad tym- odpowiedziała za mnie Carmen, która weszła właśnie do kuchni.
- Czemu?- powtórzyła.
- Jesteśmy jeszcze za młodzi, aby mieć dzieci- powiedziałem, widząc jak twarz Carmen, staje się coraz smutniejsza.
- Skończyłaś jeść?- zapytała zmieniając temat.
- Tak.
- Choć, trzeba się wykąpać- wzięła ją za rękę i razem poszły do łazienki.

~~~Carmen~~~
Godzina 20. Szykuje się na imprezę, na którą idę wraz z Lily. Julie nie mogła, bo musiała się opiekować bliźniakami, a Niall z nią. Po południu reszta gdzie wybyła i nikt nie wie co się z nią stało więc także nie idą. Vannesa śpi, poprosiłam Mamę Lily, aby się nią zaopiekowała. Wygląda tak bezbronnie- pomyślałam, patrząc na jej śliczną buźkę, wystającą spod kołdry. 
- Gotowa?- zapytała Lily wchodząc do pokoju.
- Jeszcze chwila- odpowiedziałam i spojrzałam na siebie w lustrze. Na dzisiejszy wieczór ubrałam jasno niebieską sukienkę, koturny oraz biżuterie.  Włosy rozpuściłam, falami odpadały na plecy. Postanowiłam zrobić także mocniejszy makijaż. 
- Ślicznie wyglądasz- zagwizdała z podziwu.
- Dzięki ty też- Lily także zaszalała. Ubrała krótką, różową sukienkę mini i szpilki. Włosy wyprostowała. Na rękach miała mnóstwo bransoletek, a w uszach zwisające kolczyki. Makijaż podobnie jak ja miała mocniejszy niż na co dzień. 
- Idziemy zapytała?- przestępując z nogi na nogę, wyraźnie z niecierpliwiona.
- Już, tylko wezmę torebkę- szybko spakowałam potrzebne rzeczy do kopertówki i wszyłyśmy z domu. 

- Czemu nie pójdziemy do tamtego klubu?-zapytałam wskazując na gigantyczny szyld, najlepszego klubu w mieście.
- E..- zawahała się Lily-  Bo tam są przystojniejsi faceci- dokończyła i popchnęła mnie w drugą stronę.
- Nie potrzebuje faceta, tylko dobrej wódki- powiedziałam, ale niechętnie poszłam za nią- Gdzie idziemy?- spytałam po 10 minutach.
- Do klubu- mruknęła Lily i spojrzała na telefon- To gdzie tutaj - mruknęła pod nosem. 
- Co jest tutaj?
Zignorowała mnie i nadal czegoś szukała.
- Jest!- krzyknęła po kolejnych 10 minutach.
- No nareszcie, nogi zaczęły mnie boleć.
- Oj przestań marudzić i chodź- wzięła mnie za rękę i weszłyśmy do środka.

- STO LAT!- usłyszałam te 2 słowa, wydobywające się z parudziesięciu gardeł. 
- Wszystkiego najlepszego kochanie- podeszła do mnie babcia. Wyściskała mnie i podała prezent.
- Ty tu!? Co ty tutaj robisz? Miałaś być jutro.. - powiedziałam.
- No patrz przyjechaliśmy wcześniej, a ona robi nam jeszcze wyrzuty- powiedział powiedziała babcia, do jakiegoś faceta.
- To nie tak.. Cieszę się, że cię widzę, ale jestem zaskoczona.., bo Julie mówiła, że..
- Kłamałam- odezwał się głos za mną- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO - dodała i podała mi paczuszkę- Ode mnie i Nialla.
- To on też tu jest?- zdziwiłam się.
- Oczywiście, że jestem! Nie przegapię urodzin najlepszej przyjaciółki, mojej żony. No i jest żarcie. 
- No oczywiście- mruknęłam.
- Wszystkiego najlepszego- powiedziała Lily podchodząc do mnie z Zaynem. Podała mi  mini prezencik- Otwórz.
- Nie, mój pierwszy- krzyknął Niall.
- Ja ją tutaj przyprowadziłam- pokazała mu język- No otwieraj- pospieszyła mnie. 
- Potrzymasz?- podałam Julie pozostałe prezenty- Co to?
- Otwórz to zobaczysz. Szybko!- krzyknęła zniecierpliwiona. Z niewielkim ociąganiem, żeby ją wkurzyć otworzyłam prezent. Na malutkiej poduszce leżały klucze. Do czego one było tego to ja już nie wiedziałam.
- Klucze?- zapytałam z po wątpieniem.  
- No wiesz co! Mogłabyś przynajmniej okazać trochę więcej radości na wieść, ze dostałaś auto- mruknęła obrażona.
- Auto?- powtórzyłam- Kupiłaś mi auto?
- Kupiliśmy- poprawił Zayn.
- SERIO!?- wrzasnęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że właśnie dostałam SAMOCHÓD!
- O widzisz. Mówiłam, że jak się dowie to taka właśnie będzie reakcja- skomentowała Lily- wisisz mi 10 dolarów- wyciągnęła rękę w stronę Zayna.
- A buziak może być?- zapytał.
- Pfff,  nie. Dawaj.
- Nie mam przy sobie.
- Wracaj do domu i się nie odzywaj do mnie dopóki nie dostanę moich 10 dolarów. 
- Hej- wtrąciłam się, aby przerwać tą wymianę zdań i zwrócić na siebie uwagę- To gdzie jest ten samochód.
- A ona to tylko o jednym- powiedziała Lily.
- W końcu to są jej urodziny- odpowiedział Zayn.
- Stoisz po jej stronie?- udała oburzenie.
- Nie, oczywiście, że nie.
- LUDZIE- krzyknęłam- powiecie mi wreszcie gdzie jest ten samochód? Czy będziecie się tak kłócić cały dzień.
- A ona znowu zaczy...- mruknęła Lily
- Stoi na zewnątrz- przerwał jej Zayn.
- To wy się nadal kłóćcie a ja idę zobaczyć.

- Dziękuje, dziękuje, dziękuje- powtarzałam kolejno, za każdym razem, gdy dostawałam prezent od znajomych tych starych i nowych. 
- Zatańczysz?- zapytał Harry, gdy kolejka ludzi zniknęła. 
- Jasne- powiedziałam. Ruszyliśmy w stronę parkietu, gdzie parę osób tańczyło.
- Zadowolona?- odezwał się po kilku minutach przytulańca.
- Tańcem czy imprezą?
- Hm.. jednym i drugim.
- No więc. Mój partner jest najprzystojniejszą osobą na całym świecie, więc tak taniec mi się podoba. 
- A ten "Najprzystojniejszy facet" dobrze tańczy?- zaczął się ze mną droczyć.
- Powiedzmy...
- A co z imprezą?
- Najlepsza jaką kiedykolwiek mogłam sobie wymarzyć. Zastanawiam się tylko..
- Hm...?
- Kto ją zorganizował. Wiesz może?- przekrzywiłam głowę, patrząc na niego uważnie.
- Nie- pokręcił ze smutkiem głową- Ale jak się dowiem, to dam ci znać.
Zatrzymałam się.
- Harry... dziękuje.
- Za co?- pocałował mnie w policzek.
- Za wszystko. Za to, że jesteś ze mną. Za to, że tyle dla mnie robisz, choć ja nigdy nie będę mogła się odwdzięczyć. Nawet jeśli baaaaaaaardzo bym chciała. Za to, że zorganizowałeś tą cudowną imprezę. Za to, że jesteś najwspanialszym chłopakiem, o jakim zwykła dziewczyna, taka jak ja może tylko marzyć.
- Po pierwsze - powiedział Harry- W przygotowaniach do imprezy pomogli mi chłopcy i Julie z Lily. Po drugie nie masz za co dziękować. Po trzecie to ja dziękuje, że taka cudowna dziewczyna, jak ty zechciała ze mną być.
- Kocham cię- szepnęłam.
- Ja ciebie też.- pocałował mnie w czoło.
Tańczyliśmy przytuleni do siebie. Coraz więcej par wchodziło na parkiet. Nawet  babcia i jej nowy facet John wyszli i zaczęli troszeczkę sztywno tańczyć.
- Carmen- zacząłem - Chciałem ci coś dać. Nie jest to nic niezwykłego, ale prosto od serca- Wyjął z kieszeni pudełeczko. Wstrzymał oddech- proszę- poddał mi je. Drżącą ręką otworzyłam je i moim oczom ukazał się naszyjnik. Nie był to zwykły naszyjnik, ale taki jaki żołnierze mieli na szyi, taki który dawało się osobą, na którym naprawdę zależało.
- Śliczny- szepnęłam i poczułam jak łzy płyną mi po policzkach- Dziękuje.
- Podoba ci się?- zapytał z nadzieją w głosie.
- Oczywiście- powiedziałam, założysz?- Poddałam mu pudełeczko i odwróciłam się do niego plecami. Chłopak zręcznie zdjął wisiorek i zapiął na mojej szyi. Miałam własny Nieśmiertelnik od osoby, którą kocham.

- Cisza- zastukał Niall w kieliszek, aby uciszyć imprezowiczów- Cisza!- krzyknął. Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi.
- LUDZIE SPOKÓJ! MÓJ MĄŻ CHCE PRZEMÓWIĆ WIĘC STULCIE MORDY I SŁUCHAJCIE- wrzasnęła do mikrofonu Julie. Towarzystwo wreszcie zwróciło na niego uwagę.
- Dziękuje- powiedział Niall, zwracając się do żony- Jako, że jestem bliskim przyjacielem naszej solenizantki, to pierwszy wezmę głos- Odezwał się, patrząc na wyczekujących ludzi- Chciałem wnieść Toast za Naszą Carmen, która jak mi się zdaje kończy dzisiaj 18 lat. Znam Carmen od ponad 2 lat. Nie znam jej tak dobrze jak Julie czy Lily, ale wiem że jest to świetna dziewczyna, która pomoże każdemu kto tej pomocy potrzebuje. Jestem zaszczycony, że mogłem Cię poznać i mam nadzieję, że ty też tego nie żałujesz. Dziękuje.
Zszedł ze sceny, a jego miejsce zajęła Julie.
- Znam cię od..., no powiedzmy że od kilku lat- uśmiechnęła się do mnie- Byłaś najlepszą, przepraszam Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mogłam mieć. Kocham cię jak siostrę i życzę ci wszystkiego dobrego.
Następnie w kolejności był Zayn, który już sporo wypił.
- Kocham CIĘ-wrzasnął i zszedł ze sceny.
Lily, Liam, Milka, babcia, Danielle, Eleanor, rodzina, przyjaciele, każdy coś mówił po kolei. Byłam wzruszona. Choć także trochę zniesmaczona, gdy babcia zaczęła opowiadać moje historię z życia. Ostatnimi osobami, które składały Toast byli Louis i Harry. Najpierw wszedł Lou. 
- Co ja mogę powiedzieć?- rozłożył bezradnie ręce- Wszystko już zostało powiedziane. Jedynie co mogę dodać, to to, że Harry trafił w dobre ręce. Jesteś jedyną osobą, którą uważam odpowiednią dla mojej 2 połówki, przepraszam Eleanor- wyszczerzył zęby w jej stronę- Tak, Larry Stylinson istnieję. Kocham Eleanor, jest najlepszą dziewczyną świata. Ale kocham także Harrego i cieszę się, że jesteście razem. Dziękuje was za uwagę- dodał.
- Dziękuje Louis- uśmiechnął się do niego- Carmen Walter jesteś najlepszą rzeczą jaką dał mi bóg. Byłaś, jesteś i będziesz osobą, z którą chce spędzić resztę życia- tłum wstrzymał oddech, podobnie jak ja. Widząc to Harry uśmiechnął się i dodał- Nie, nie zamierzam się jeszcze oświadczyć. Jest wcześnie. Mamy całe życie przed sobą- dodał, widząc smutne miny- Kocham cię. Pokochałem cię, gdy pierwszy raz cię ujrzałem. Byłaś moją pierwszą prawdziwą miłością i nie ważne co mówią media. Chciałem, abyś to wiedziała.


***
- Carmen wstawaj!- dziewczęcy głos przebił się przez moją mroczą świadomość, jak cios biczem.
- Odejdź- jęknęłam i przekręciłam się na drugą stronę. 
- Głodna jestem!- pisnęła Vanessa.
Westchnęłam i wstałam z łóżka. W sumie to powinnam się przyzwyczaić. Vanessa mieszka już z nami ponad 2 tygodnie. Coraz bardziej traktuję ją jako własną córkę. Agencja adopcyjna nadal się nie odzywa. Normalka. Jak jest coś ważnego, można czekać parę miesięcy, jednak jeśli chodzi o zwykłe pierdoły to od razu. Żenada.
- Co chcesz dzisiaj zjeść?- zapytałam w kuchni
- Płatki.
- Poduszeczki?
- Taaaaak!- krzyknęła.
Wyjęłam z szafki miskę, nasypałam trochę płatków i zalałam mlekiem.
- Proszę- poddałam jej śniadanie.
- Dziękuje- uśmiechnęła się szeroko i zaczęła jeść. Urocze. 
Może to dziwne, ale pokochałam tą dziewczynkę. Stała mi się bardzo bliska. Może dlatego, że ja też straciłam rodziców, w taki czy inny sposób? Patrząc na nią, miałam wrażenie, że właśnie dzięki niej moje życie nabiera sensu. Czułam wewnętrzną potrzebę, aby ją chronić, aby zapewnić jej dzieciństwo, którego ja nie miałam. 
- Carmen- przerwała moje rozmyślenia, Vanessa- Telefon dzwoni.
Miała rację, byłam tak pochłonięta myślami, że nawet tego nie zauważyłam. Szybko poszłam odebrać telefon, aby nie obudził reszty domu.
- Tak słucham?- powiedziałam do słuchawki.
- Czym rozmawiam z Carmen Walter?- zapytała osoba.
- Tak...
- Podjęliśmy decyzję.

Tadam! <3
Wiem, przepraszam że zawiesiłam bloga. Miałam małą blokadę i byłam zła. Ale zrozumiałam, ze nie zmuszę was do czytania, a osoby które czytają będą zawiedzione no i proszę rozdział jest. :)
Chyba wyszedł dobrze, tak mi się zdaje ;p
Nowy rozdział sobota/ Niedziela.
Naaaaadal zapraszam na nowego blogahttp://oneheartwithmillionvoices.blogspot.com/ na którym już w czwartek pojawi się nowy rozdział. Serdecznie zapraszam :)


@Prince_Lilianna