poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Dwadzieścia siedem.


~~~Liam~~~

Minęło już parę dni od porodu. Dziś wszyscy mieliśmy odwiedzić Julie i maluszki. Po raz pierwszy nie musiałem ich wołać. Byli punktualni. Niedługo później byliśmy już w szpitalu. Weszliśmy do sali. Na łóżku leżała Julie. Karmiła dziewczynkę. Wywnioskowałem to po różowych śpioszkach. Chłopca trzymał Niall. Na śpioszkach przyklejona była mała karteczka. Widniał tam napis ‘’ Liam Josh Horan ‘’. Chwilę się mu przyglądałem podczas gdy inni gratulowali Julie.
- Tak, ma na imię Liam – uśmiechnął się Niall
Wzruszyłem się. Nawet łza poleciała mi po policzku. To było strasznie miłe.
- Chcesz go potrzymać ? – zapytał
Z chęcią wziąłem małego na ręce. Nawet uśmiechnął się do mnie przez sen. Był naprawdę uroczy i strasznie podobny do Niallera.
Dziewczynkę nazwali Alison. Była cudowna, tak samo jak jej brat. Wszyscy zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie. Julie oczywiście narzekała, że wygląda okropnie. Była zmęczona, więc zostawiliśmy ich w spokoju. Jutro Jul miała być wypisana ze szpitala. Postanowiliśmy zrobić jej małe przyjęcie. Niall został, żeby nie było żadnych podejrzeń. Miała to być całkowita niespodzianka. Od razu pojechaliśmy do ich mieszkania. Dziewczyny przygotowały przekąski i dekoracje. My, a raczej Dj Malik muzykę. Zostały nam jedynie prezenty. Wszyscy pojechaliśmy do Westfield. Carmen i Lily brały wszystko po kolei. Jak to kobiety. Ciągle było tylko ' Aww, jakie śliczne '. Zwariować można. My z chłopakami postanowiliśmy kupić coś wspólnie. Po wyczerpujących zakupach wróciliśmy do domu Lily. Prawie wszystko było gotowe, więc nie było potrzeby siedzieć w domu Niallera. Usiedliśmy wszyscy i zaczęliśmy grać na konsoli Wii. 



~~~Julie~~~

Dziś był dzień wypisu. O 16 miał przyjechać po nas Niall. Rzeczy miałam już spakowane. Liam i Alison byli do niego strasznie podobni. Nie cofnęłabym czasu za nic na świecie. Kochałam ich, strasznie. Te pare dni w szpitalu wydawały się o wiele dłuższe niż były. Szczęśliwy tatuś codziennie nas odwiedzał. Nawet nie umiem opisać jego szczęścia. Wspaniale się zajmował dziećmi. Zanim się zorientowałam dochodziła 16. Niall był punktualny. Niedługo potem byliśmy już pod domem. Niall wziął maluchy, ja moje torby. Wyczerpana otworzyłam drzwi. Miałam ochotę walnąć się na łóżko i odespać. Nie mogłam. Moi przyjaciele inaczej zaplanowali mi czas. Usłyszałam głośne ‘ Niespodziankaa !! ‘. Kochałam ich wszystkich, ale w tym momencie miałam ochotę zakończyć imprezę i odpocząć. Wiadomo, że nie byłabym w stanie tego zrobić. Pff, ja i moja grzeczność. Nialler położył dzieci spać. W tym czasie ja siedziałam na kanapie. Wszyscy ponownie gratulowali i dawali prezenty. Szczerze ? Nie potrzebowałam tego wszystkiego. Wystarczyło, że ich mam. Że po prostu są i oferują pomoc. Dostaliśmy dużo uroczych ubranek i zabawek. Chłopcy pomyśleli nawet o wózku, o którym ja totalnie zapomniałam. Przeprosiłam wszystkich na chwilę i dołączyłam do Niallera.
- Już śpią ? – zapytałam i wtuliłam się w blondyna
- Cudowny widok, prawda ? Nie zamieniłbym tego na nic innego – mówił szeptem
- Wiesz co Niall.. Miło, że zorganizowali przyjęcie i tak dalej, ale jedyne co mi teraz potrzeba to sen. Długo to będzie trwało ? – zapytałam
-Kochanie, wytrzymaj – pocałował mnie.
Po chwili oboje wróciliśmy do salonu. Towarzystwo oglądało nagranie z naszego ślubu. Szczerze mówiąc, sama nie miałam okazji tego obejrzeć. Niedługo później wszyscy opuścili mieszkanie. Było dość późno. Wzięłam długi prysznic. Zorientowałam się, że nie wzięłam nic do ubrania. W samym ręczniku pobiegłam do sypialni. Był tam Niall. Szedł w moją stronę z cwaniackim uśmieszkiem.
- oo nie Niall. Nie dziś !
Nigdy w życiu się tak nie nabiegałam. Ten idiota gonił mnie po calutkim mieszkaniu, a nie było ono małe. Założyłam jakaś dużą Niallową koszulkę i położyłam się spać. Dołączył do mnie mój mąż.
- Tak przy okazji , lepiej się wyśpij bo jutro odwiedzą nas moi rodzice. Samolot ląduje na Heathrow o 12:30  – powiedział
- Okej, do kiedy będą ?
- Pewnie parę dni, mama pomoże ci trochę z dzieciakami. Ja pokaże ojcu okolicę – odpowiedział
- Nie ma sprawy – odpowiedziałam
Namiętnie go pocałowałam i poszłam spać. Długo to nie potrwało. Obudził nas płacz. Kolejne uroki posiadania dzieci.
- Kto wstaje ? – zapytałam
Niall już się szykował.
- Zostań, ja pójdę – powiedziałam
Wyszło tak, że oboje wstaliśmy. Nigdy wcześniej nie widziałam osoby, którą by cieszyło nocne wstawanie. A był nią właśnie mój kochany Nialler. Uspokajał jedno dziecko, w czasie gdy karmiłam drugie. Urocze.

~~~Harry~~~
  
Za dwa dni są urodziny Carmen. Oczywiście kto nie ma prezentu? Wiadomo, że ja. Dlatego właśnie pojechałem dziś do Centrum Handlowego. Szukanie dobrego prezentu dla ukochanej nie jest łatwą rzeczą. Chciałem, aby to było coś wyjątkowego. Najpierw pomyślałem o samochodzie, ale później odrzuciłem ten pomysł. To musiało być coś mega. Samochód jest super, to prawda, ale każdy wie, że sam mogę go jej pożyczyć. Kolejny pomysł to mieszkanie. Wspólne. Takie jak Niall kupił Julie. Ten pomysł był na tyle interesujący co niemożliwy. Nie wiedziałem przecież czy ona chce ze mną zamieszkać.. Co innego Niall z Julie. Byli w końcu małżeństwem. 
Przechodziłem właśnie przez sklep z biżuterią, gdy mój wzrok spoczął na naszyjniku. Nie zastanawiając się dłużej wszedłem do sklepu.

~~~Carmen~~~

Dzień urodzin. Dokładnie 18 lat temu przyszłam na ten świat. Paranoja. Spojrzałam na siebie w lustrze, próbując dostrzec jakąś różnicę. W końcu jestem dorosła nie? Jednak ku mojemu ubolewaniu nic, a nic się nie zmieniło. Te same blond włosy, niebieskie oczy. Ten sam nos, oczy, usta. 

Usłyszałam jak ktoś głośno wciąga powietrze.
- Co?- spytałam, odwracając się w stronę Lily.
- Siwy włos- wzięła do dłoni  pasmo moich włosów- Widzisz?
- Och daj spokój- powiedziałam ze śmiechem. Odepchnęłam ją lekko i zeszłam na śniadanie. Wszyscy już byli na dole. Zachowywali się normalnie. No prawie.
- Hej kochanie- powiedział Harry, całując mnie w policzek.
Reszta mnie olała. Zabolało. Dziś był dzień na który czekałam przez całe życie, a tu taka niespodzianka.
- Carmen- odezwała się Julie-  Twoja babcia dzwoniła. Powiedziała, że przyjedzie jutro.
Mruknęłam coś pod nosem. Straciłam apetyt. Nie zwracając na nikogo uwagi wyszłam z domu i poszłam w stronę parku, znajdującego się 10 minut od domu Lily. Pogoda nie była zła. Świeciło słońce, które przyjemnie ogrzewało skórę. Usiadłam na ławce i próbowałam choć przez chwilę zająć myśli czymś innym nim tym, że przyjaciele i rodzina zapomniała o moich urodzinach. 
- Cześć, mogę tu usiąść?- przerwał mi ktoś moje rozmyślenia. Spojrzałam na rozmówce i chcą nie chcąc się uśmiechnęłam. Dziewczynka mniej więcej w wieku 5 lat spojrzała na mnie wyczekująco- To jak mogę..?
Odkaszlnęłam.
- Oczywiście- przesunęłam się robiąc dziewczynce miejsce, które po chwili zajęła- Jak się nazywasz?
Wzruszyła ramionami i spojrzała na mnie z błyszczącymi niebieskimi oczami.
- Gdzie są twoi rodzice?
Ponownie wzruszyła ramionami.
- Nie odpowiesz mi na pytania?
Dziewczynka westchnęła i spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
- Jestem głodna.
- Och...- zastanowiłam się przez chwilę- Mieszkam niedaleko...
- Jak nie daleko? Umieram z głodu.
- Chodź- podałam jej rękę i razem wróciliśmy do domu. Jeśli ktoś w domu Lily był zdziwiony widokiem głodnej dziewczynki, nie okazał tego. 
Nakarmiona Vanessa, była o wiele bardziej gadatliwa, niż można byłoby przypuszczać.
- Tak, więc.. gdzie są twoi rodzice?- zapytałam ponownie. Ale także tym razem odpowiedziało mi milczenie.
- Nie będziemy mogli ci pomóc, jeśli nie wiemy, gdzie mieszkasz i gdzie mogą być twoi rodzice- odezwała się Lily.
- Moi... moi rodzice nie żyją- powiedziała łamiącym się głosem dziewczynka.
- Co się stało?- spytał Harry.
Pokręciła głową.
- To było tydzień temu. Spokojnie sobie spałam, aż tu nagle słyszę krzyk. Nie wiedziałam co się dzieje. Rodzice się nigdy nie kłócili. Na paluszkach, aby mnie nikt nie usłyszał, zeszłam na dół. To co zobaczyłam było najokropniejszą rzeczą jaką kiedykolwiek widziałam- jej ciałem wstrząsnął dreszcz- Tato i mama leżeli na ziemi w kałuży krwi. 
- Co zrobiłaś ?- zapytał podekscytowany, a zarazem przerażony Harry. Walnęłam go w ramię.
- Cii, już dobrze- przytuliłam Vanesse. Nie martw się, coś wymyślimy. A w tym czasie, możesz spać u nas prawda?- zwróciłam się do Lily.
- Jasne, są wolne pokoje.
- A mogę spać z tobą?- zapytała dziewczynka, patrząc na mnie.
- Oczywiście. Masz jakieś rzeczy oprócz tych?
Pokręciła głową.
- Lily, pożyczysz mi samochód?
- Jasne, a gdzie jedziesz?
- Pojedziemy z Vanessą, kupić jakieś ubrania, co ty na to?
- Super- ucieszyła się.
Wzięłam od Lily kluczyki i wraz z Vanessą wyszłam z domu. Centrum handlowe na szczęście nie było aż tak daleko, a sklepy dla dzieci, znajdowały się obok wejście. Więc po 2 godzinach zakupów, miałyśmy wszystko co potrzeba. Mianowicie 6 sukienek, 4 pary spodenek, 15 par skarpetek, 15 par majtek, 10 par podkoszulek, 3 pary pidżamy, 5 par butków, 3 pary pościeli, zabawki, mini kuchenka, lalki barbie itp. Na szczęście wszystko zmieściło się w mini bagażniku Lamborghini oraz na tylnych siedzeniach.
-Wow- skomentował nasz nowy nabytek, Harry.
- No co? Wejdź kiedyś do sklepu dla dzieci z dzieckiem i nie kup wszystkiego.
- Spróbuje- obiecał i pomógł mi wypakować samochód.
- To będzie twój nowy pokój- powiedziałam, wchodząc do jednego z pokoi gościnnych- Ze mną będziesz tylko spała okay?
- Dobrze. Mogę coś zjeść? Zgłodniałam.
- Jasne. Harry- zwróciłam się do chłopaka- mógłbyś nakarmić Vanesse, bo ja muszę wykonać ważny telefon.
- Spoko- wyszli z pokoju, a ja w tym czasie, znalazłam numer do ośrodka adopcyjnego- Dzień dobry, nazywam się Carmen Walter i chciałbym umówić się na...

~~~Harry~~~
- Masz dzieci?- spytała Vanessa. Jak na 5-letnie dziecko, była bardzo mądra. Wiedziała tyle ile dzieci w wieku 10 lat. 
- Nie, aż tak staro wyglądam?- zapytałem ze śmiechem.
- No nie.. ale ...
- Rozumiem- przerwałem jej- Ale nie, nie mam dzieci.
- Czemu?
- Nie zastanawialiśmy się jeszcze nad tym- odpowiedziała za mnie Carmen, która weszła właśnie do kuchni.
- Czemu?- powtórzyła.
- Jesteśmy jeszcze za młodzi, aby mieć dzieci- powiedziałem, widząc jak twarz Carmen, staje się coraz smutniejsza.
- Skończyłaś jeść?- zapytała zmieniając temat.
- Tak.
- Choć, trzeba się wykąpać- wzięła ją za rękę i razem poszły do łazienki.

~~~Carmen~~~
Godzina 20. Szykuje się na imprezę, na którą idę wraz z Lily. Julie nie mogła, bo musiała się opiekować bliźniakami, a Niall z nią. Po południu reszta gdzie wybyła i nikt nie wie co się z nią stało więc także nie idą. Vannesa śpi, poprosiłam Mamę Lily, aby się nią zaopiekowała. Wygląda tak bezbronnie- pomyślałam, patrząc na jej śliczną buźkę, wystającą spod kołdry. 
- Gotowa?- zapytała Lily wchodząc do pokoju.
- Jeszcze chwila- odpowiedziałam i spojrzałam na siebie w lustrze. Na dzisiejszy wieczór ubrałam jasno niebieską sukienkę, koturny oraz biżuterie.  Włosy rozpuściłam, falami odpadały na plecy. Postanowiłam zrobić także mocniejszy makijaż. 
- Ślicznie wyglądasz- zagwizdała z podziwu.
- Dzięki ty też- Lily także zaszalała. Ubrała krótką, różową sukienkę mini i szpilki. Włosy wyprostowała. Na rękach miała mnóstwo bransoletek, a w uszach zwisające kolczyki. Makijaż podobnie jak ja miała mocniejszy niż na co dzień. 
- Idziemy zapytała?- przestępując z nogi na nogę, wyraźnie z niecierpliwiona.
- Już, tylko wezmę torebkę- szybko spakowałam potrzebne rzeczy do kopertówki i wszyłyśmy z domu. 

- Czemu nie pójdziemy do tamtego klubu?-zapytałam wskazując na gigantyczny szyld, najlepszego klubu w mieście.
- E..- zawahała się Lily-  Bo tam są przystojniejsi faceci- dokończyła i popchnęła mnie w drugą stronę.
- Nie potrzebuje faceta, tylko dobrej wódki- powiedziałam, ale niechętnie poszłam za nią- Gdzie idziemy?- spytałam po 10 minutach.
- Do klubu- mruknęła Lily i spojrzała na telefon- To gdzie tutaj - mruknęła pod nosem. 
- Co jest tutaj?
Zignorowała mnie i nadal czegoś szukała.
- Jest!- krzyknęła po kolejnych 10 minutach.
- No nareszcie, nogi zaczęły mnie boleć.
- Oj przestań marudzić i chodź- wzięła mnie za rękę i weszłyśmy do środka.

- STO LAT!- usłyszałam te 2 słowa, wydobywające się z parudziesięciu gardeł. 
- Wszystkiego najlepszego kochanie- podeszła do mnie babcia. Wyściskała mnie i podała prezent.
- Ty tu!? Co ty tutaj robisz? Miałaś być jutro.. - powiedziałam.
- No patrz przyjechaliśmy wcześniej, a ona robi nam jeszcze wyrzuty- powiedział powiedziała babcia, do jakiegoś faceta.
- To nie tak.. Cieszę się, że cię widzę, ale jestem zaskoczona.., bo Julie mówiła, że..
- Kłamałam- odezwał się głos za mną- WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO - dodała i podała mi paczuszkę- Ode mnie i Nialla.
- To on też tu jest?- zdziwiłam się.
- Oczywiście, że jestem! Nie przegapię urodzin najlepszej przyjaciółki, mojej żony. No i jest żarcie. 
- No oczywiście- mruknęłam.
- Wszystkiego najlepszego- powiedziała Lily podchodząc do mnie z Zaynem. Podała mi  mini prezencik- Otwórz.
- Nie, mój pierwszy- krzyknął Niall.
- Ja ją tutaj przyprowadziłam- pokazała mu język- No otwieraj- pospieszyła mnie. 
- Potrzymasz?- podałam Julie pozostałe prezenty- Co to?
- Otwórz to zobaczysz. Szybko!- krzyknęła zniecierpliwiona. Z niewielkim ociąganiem, żeby ją wkurzyć otworzyłam prezent. Na malutkiej poduszce leżały klucze. Do czego one było tego to ja już nie wiedziałam.
- Klucze?- zapytałam z po wątpieniem.  
- No wiesz co! Mogłabyś przynajmniej okazać trochę więcej radości na wieść, ze dostałaś auto- mruknęła obrażona.
- Auto?- powtórzyłam- Kupiłaś mi auto?
- Kupiliśmy- poprawił Zayn.
- SERIO!?- wrzasnęłam, gdy zdałam sobie sprawę, że właśnie dostałam SAMOCHÓD!
- O widzisz. Mówiłam, że jak się dowie to taka właśnie będzie reakcja- skomentowała Lily- wisisz mi 10 dolarów- wyciągnęła rękę w stronę Zayna.
- A buziak może być?- zapytał.
- Pfff,  nie. Dawaj.
- Nie mam przy sobie.
- Wracaj do domu i się nie odzywaj do mnie dopóki nie dostanę moich 10 dolarów. 
- Hej- wtrąciłam się, aby przerwać tą wymianę zdań i zwrócić na siebie uwagę- To gdzie jest ten samochód.
- A ona to tylko o jednym- powiedziała Lily.
- W końcu to są jej urodziny- odpowiedział Zayn.
- Stoisz po jej stronie?- udała oburzenie.
- Nie, oczywiście, że nie.
- LUDZIE- krzyknęłam- powiecie mi wreszcie gdzie jest ten samochód? Czy będziecie się tak kłócić cały dzień.
- A ona znowu zaczy...- mruknęła Lily
- Stoi na zewnątrz- przerwał jej Zayn.
- To wy się nadal kłóćcie a ja idę zobaczyć.

- Dziękuje, dziękuje, dziękuje- powtarzałam kolejno, za każdym razem, gdy dostawałam prezent od znajomych tych starych i nowych. 
- Zatańczysz?- zapytał Harry, gdy kolejka ludzi zniknęła. 
- Jasne- powiedziałam. Ruszyliśmy w stronę parkietu, gdzie parę osób tańczyło.
- Zadowolona?- odezwał się po kilku minutach przytulańca.
- Tańcem czy imprezą?
- Hm.. jednym i drugim.
- No więc. Mój partner jest najprzystojniejszą osobą na całym świecie, więc tak taniec mi się podoba. 
- A ten "Najprzystojniejszy facet" dobrze tańczy?- zaczął się ze mną droczyć.
- Powiedzmy...
- A co z imprezą?
- Najlepsza jaką kiedykolwiek mogłam sobie wymarzyć. Zastanawiam się tylko..
- Hm...?
- Kto ją zorganizował. Wiesz może?- przekrzywiłam głowę, patrząc na niego uważnie.
- Nie- pokręcił ze smutkiem głową- Ale jak się dowiem, to dam ci znać.
Zatrzymałam się.
- Harry... dziękuje.
- Za co?- pocałował mnie w policzek.
- Za wszystko. Za to, że jesteś ze mną. Za to, że tyle dla mnie robisz, choć ja nigdy nie będę mogła się odwdzięczyć. Nawet jeśli baaaaaaaardzo bym chciała. Za to, że zorganizowałeś tą cudowną imprezę. Za to, że jesteś najwspanialszym chłopakiem, o jakim zwykła dziewczyna, taka jak ja może tylko marzyć.
- Po pierwsze - powiedział Harry- W przygotowaniach do imprezy pomogli mi chłopcy i Julie z Lily. Po drugie nie masz za co dziękować. Po trzecie to ja dziękuje, że taka cudowna dziewczyna, jak ty zechciała ze mną być.
- Kocham cię- szepnęłam.
- Ja ciebie też.- pocałował mnie w czoło.
Tańczyliśmy przytuleni do siebie. Coraz więcej par wchodziło na parkiet. Nawet  babcia i jej nowy facet John wyszli i zaczęli troszeczkę sztywno tańczyć.
- Carmen- zacząłem - Chciałem ci coś dać. Nie jest to nic niezwykłego, ale prosto od serca- Wyjął z kieszeni pudełeczko. Wstrzymał oddech- proszę- poddał mi je. Drżącą ręką otworzyłam je i moim oczom ukazał się naszyjnik. Nie był to zwykły naszyjnik, ale taki jaki żołnierze mieli na szyi, taki który dawało się osobą, na którym naprawdę zależało.
- Śliczny- szepnęłam i poczułam jak łzy płyną mi po policzkach- Dziękuje.
- Podoba ci się?- zapytał z nadzieją w głosie.
- Oczywiście- powiedziałam, założysz?- Poddałam mu pudełeczko i odwróciłam się do niego plecami. Chłopak zręcznie zdjął wisiorek i zapiął na mojej szyi. Miałam własny Nieśmiertelnik od osoby, którą kocham.

- Cisza- zastukał Niall w kieliszek, aby uciszyć imprezowiczów- Cisza!- krzyknął. Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi.
- LUDZIE SPOKÓJ! MÓJ MĄŻ CHCE PRZEMÓWIĆ WIĘC STULCIE MORDY I SŁUCHAJCIE- wrzasnęła do mikrofonu Julie. Towarzystwo wreszcie zwróciło na niego uwagę.
- Dziękuje- powiedział Niall, zwracając się do żony- Jako, że jestem bliskim przyjacielem naszej solenizantki, to pierwszy wezmę głos- Odezwał się, patrząc na wyczekujących ludzi- Chciałem wnieść Toast za Naszą Carmen, która jak mi się zdaje kończy dzisiaj 18 lat. Znam Carmen od ponad 2 lat. Nie znam jej tak dobrze jak Julie czy Lily, ale wiem że jest to świetna dziewczyna, która pomoże każdemu kto tej pomocy potrzebuje. Jestem zaszczycony, że mogłem Cię poznać i mam nadzieję, że ty też tego nie żałujesz. Dziękuje.
Zszedł ze sceny, a jego miejsce zajęła Julie.
- Znam cię od..., no powiedzmy że od kilku lat- uśmiechnęła się do mnie- Byłaś najlepszą, przepraszam Jesteś najlepszą przyjaciółką jaką mogłam mieć. Kocham cię jak siostrę i życzę ci wszystkiego dobrego.
Następnie w kolejności był Zayn, który już sporo wypił.
- Kocham CIĘ-wrzasnął i zszedł ze sceny.
Lily, Liam, Milka, babcia, Danielle, Eleanor, rodzina, przyjaciele, każdy coś mówił po kolei. Byłam wzruszona. Choć także trochę zniesmaczona, gdy babcia zaczęła opowiadać moje historię z życia. Ostatnimi osobami, które składały Toast byli Louis i Harry. Najpierw wszedł Lou. 
- Co ja mogę powiedzieć?- rozłożył bezradnie ręce- Wszystko już zostało powiedziane. Jedynie co mogę dodać, to to, że Harry trafił w dobre ręce. Jesteś jedyną osobą, którą uważam odpowiednią dla mojej 2 połówki, przepraszam Eleanor- wyszczerzył zęby w jej stronę- Tak, Larry Stylinson istnieję. Kocham Eleanor, jest najlepszą dziewczyną świata. Ale kocham także Harrego i cieszę się, że jesteście razem. Dziękuje was za uwagę- dodał.
- Dziękuje Louis- uśmiechnął się do niego- Carmen Walter jesteś najlepszą rzeczą jaką dał mi bóg. Byłaś, jesteś i będziesz osobą, z którą chce spędzić resztę życia- tłum wstrzymał oddech, podobnie jak ja. Widząc to Harry uśmiechnął się i dodał- Nie, nie zamierzam się jeszcze oświadczyć. Jest wcześnie. Mamy całe życie przed sobą- dodał, widząc smutne miny- Kocham cię. Pokochałem cię, gdy pierwszy raz cię ujrzałem. Byłaś moją pierwszą prawdziwą miłością i nie ważne co mówią media. Chciałem, abyś to wiedziała.


***
- Carmen wstawaj!- dziewczęcy głos przebił się przez moją mroczą świadomość, jak cios biczem.
- Odejdź- jęknęłam i przekręciłam się na drugą stronę. 
- Głodna jestem!- pisnęła Vanessa.
Westchnęłam i wstałam z łóżka. W sumie to powinnam się przyzwyczaić. Vanessa mieszka już z nami ponad 2 tygodnie. Coraz bardziej traktuję ją jako własną córkę. Agencja adopcyjna nadal się nie odzywa. Normalka. Jak jest coś ważnego, można czekać parę miesięcy, jednak jeśli chodzi o zwykłe pierdoły to od razu. Żenada.
- Co chcesz dzisiaj zjeść?- zapytałam w kuchni
- Płatki.
- Poduszeczki?
- Taaaaak!- krzyknęła.
Wyjęłam z szafki miskę, nasypałam trochę płatków i zalałam mlekiem.
- Proszę- poddałam jej śniadanie.
- Dziękuje- uśmiechnęła się szeroko i zaczęła jeść. Urocze. 
Może to dziwne, ale pokochałam tą dziewczynkę. Stała mi się bardzo bliska. Może dlatego, że ja też straciłam rodziców, w taki czy inny sposób? Patrząc na nią, miałam wrażenie, że właśnie dzięki niej moje życie nabiera sensu. Czułam wewnętrzną potrzebę, aby ją chronić, aby zapewnić jej dzieciństwo, którego ja nie miałam. 
- Carmen- przerwała moje rozmyślenia, Vanessa- Telefon dzwoni.
Miała rację, byłam tak pochłonięta myślami, że nawet tego nie zauważyłam. Szybko poszłam odebrać telefon, aby nie obudził reszty domu.
- Tak słucham?- powiedziałam do słuchawki.
- Czym rozmawiam z Carmen Walter?- zapytała osoba.
- Tak...
- Podjęliśmy decyzję.

Tadam! <3
Wiem, przepraszam że zawiesiłam bloga. Miałam małą blokadę i byłam zła. Ale zrozumiałam, ze nie zmuszę was do czytania, a osoby które czytają będą zawiedzione no i proszę rozdział jest. :)
Chyba wyszedł dobrze, tak mi się zdaje ;p
Nowy rozdział sobota/ Niedziela.
Naaaaadal zapraszam na nowego blogahttp://oneheartwithmillionvoices.blogspot.com/ na którym już w czwartek pojawi się nowy rozdział. Serdecznie zapraszam :)


@Prince_Lilianna





8 komentarzy:

  1. W końcu !
    Dziewczyny czy wy wiecie jaką krzywdę robiłyście mi nie dodając rozdziału ?!
    Kiedy następny ? <33
    Czekam <33

    OdpowiedzUsuń
  2. no wiesz, w takim momencie przerwać !? ;33 rozdział M E G A <33 superr, że postanowiłyście dalej pisać ;* ciekawi mnie ta sprawa z Vanessą *.* czekam na nn ;33333

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest świetne !!! Jak jeszcze raz zawiesicie bloga to nie wiem co wam zrobie Xd Kocham ten blog ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Super! Tylko ta cała Vanessa wydaje mi się taka jakaś tajemnicza xd czekam na następnego :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Suuuper rozdział!
    Dobrze, że nie zrezygnowałyście.
    Fajnie by było jakby Carmen i Harry zaadoptowali Vanesse, jest świetna słodka, wygadana i odważna, jak Harry, pasuje do nich.
    Czekam na następny z niecierpliwością ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. taaak, fajnie że dalej piszecie... MY czytamy i kochamy wasze opowiadanie <33333

    OdpowiedzUsuń
  7. nowy rozdział na http://hard-bland-sensitive.blogspot.com/ zapraszam do komentowania, wyrażania swojej opini : ) - jess

    OdpowiedzUsuń
  8. najzajebistszy blog :* ♥

    ~Kaśka Directioner

    OdpowiedzUsuń